Wzrost gospodarczy na poziomie 3,5 procent i spadek bezrobocia poniżej 10 procent. To założenia, nad którymi właśnie rozprawiają rządowi urzędnicy. Jak te liczby przełożą się na poziom życia Polaków? Wygląda na to, że nie będziemy mogli sobie pozwolić na finansowe szaleństwa.

Po kryzysie rząd musi ograniczać wzrost wydatków. Już mówi się o tym, że nie będzie podwyżek w budżetówce. A i ci zatrudnieni w prywatnych firmach nie mają co liczyć na większe pieniądze. Założono, że realny wzrost płac wyniesie półtora procent. Czyli jeśli ktoś zarabia tysiąc - dostanie średnio 15 złotych więcej.

Warszawiacy, z którymi rozmawiała reporterka RMF FM - obawiają się, że rządowe prognozy i tak są zbyt optymistyczne. To co jest w Grecji, co miejmy nadzieję nie wydarzy się w Hiszpanii i Portugalii, może się przenieść i na nasz kraj.Kryzys jest wszędzie, nie wydaje mi się żeby się żyło lepiej w przyszłym roku. Kryzus jest globalny, dopiero do nas to wszystko przychodzi. Bezrobocie może zacząć maleć. Ale ceny raczej nie będą wolniej rosły. U nas jeszcze te powodzie, będzie efekt w przyszłych latach - mówią.

Rząd chce łatać dziurę między innymi podnosząc od stycznia akcyzę na papierosy. Jeśli się przeliczy - może być zmuszony do podniesienia składki rentowej. A to oznaczałoby niższe pensje.