Śmierć pracownika budowy jest niczym wobec pogaduszek u prawicowego polityka. Chyba tak można streścić kanon wartości, jakim mogą pochwalić się wiodące organizacje piłkarskie - UEFA i FIFA. Można przez lata brać ciężkie pieniądze od Gazpromu, stać pod jednym parasolem z Putinem, budować stadiony kosztem niejednego życia, ale wystąpienie u polityka (choć absolutnie niekontrowersyjne) urasta przy tym do rangi piłkarskiego, bardzo brutalnego faulu. Na szczęście sędzia Szymon Marciniak nie zobaczył od UEFA czerwonej kartki.

Ten niesforny Marciniak z Polski - wyobraźcie sobie - dopuścił się występu u polityka. Choć o polityce nie mówił.

Tymczasem wzór cnót wszelakich - UEFA - przez wiele lat korzystała z "kasociągu" biegnącego wprost z siedziby Gazpromu. Koledzy z piłkarskiej centrali regularnie zbijają piątki z niejakim Alexandrem Dyukovem - szefem rosyjskiej federacji, który zasiada też w komitecie wykonawczym UEFA. Panowie ze szwajcarskiego Nyonu uczynili miastami partnerskimi Budapeszt Viktora Orbana czy Stambuł Recepa Tayyipa Erdoğana - w stolicy Węgier odbył się finał Ligi Europy. W Stambule zostanie zorganizowany finał Ligi Mistrzów.

Idąc dalej: Gianni Infantino, który wywodzi się przecież z UEFA, a dziś działa w FIFA - chętnie oddawał swój parasol Władimirowi Putinowi na moskiewskich Łużnikach w ulewie po finale mundialu w 2018 roku. Później przymykał oko na spadających z rusztowań, najmowanych za bezcen pracowników, którzy budowali stadiony w Katarze.

No panie Marciniak, chyba powinien się pan wstydzić.

Dla jasności i już poważnie: "wartości" zawarte w tzw. piątce Mentzena (u którego na spotkaniu pojawił się sędzia) to jakiś bełkotliwy skandal. Natomiast Szymon Marciniak nigdzie z tymi "wartościami" się nie utożsamiał. Owszem, popełnił błąd; stracił czujność. Na chwilę zapomniał, że jest już tak rozpoznawalną, obserwowaną i wielokrotnie docenianą osobą, że powinien odpuścić sobie jakiekolwiek publiczne relacje i spotkania z politykami.