Polscy siatkarzy pokonali wczoraj wieczorem Brazylię 3:2 i zbliżyli się do półfinału mistrzostw świata. Szkoda, że presji po porażce nie wytrzymali "Canarinhos" choć przyznam, że trochę ich rozumiem...

Brazylijczycy oburzali się już przed meczem. Mimo wygrania swojej grupy w drugiej fazie mistrzostw musieli przenieść się z Katowic do Łodzi i jeszcze grać dzień po dniu (dziś powalczą z Rosją). Polacy mają za to cenny dzień na odpoczynek. Regulamin niby jasny i przejrzysty, dla nas dobry, ale jakże pięknie byłoby gdyby FIVB w końcu ujednoliciła na lata system rozgrywania mistrzostw świata. I żeby system ten nie uwzględniał kuriozalnych losowań. Od lat gospodarz takiego turnieju ma wpływ na formę jego rozgrywania. Można mieć pretensje do FIFA i UEFA o różne sprawy, ale eliminacje i turnieje finałowe są rozgrywane w sposób jasny, czytelny i znany na długo przed turniejem. Siatkówce tego brakuje. Z pewnością dodatkowe możliwości dla gospodarzy to karta przetargowa w momencie sprzedawania praw do organizacji turnieju... W przeciwieństwie do piłkarskiego mundialu, do tego siatkarskiego nie ma długiej kolejki chętnych do przygotowania mistrzostw. Nikt się jednak nie kwapi do zmian, a potem zaczynają się narzekania.

Nie zmienia to jednak faktu, że Brazylia popłynęła. Po meczu Bernardo Rezende pokazał środkowy palec koledze z Programu III Polskiego Radia. Nie miał też ochoty wybrać się na konferencję prasową, choć to jego obowiązek. Podobnie zrobił kapitan Brazylii, syn trenera Bruno Rezende.

"Canarinhos" ominęli też mixed-zone. Miejsce, w którym po meczu z zawodnikami mogą porozmawiać dziennikarze. To akurat bulwersuje mnie w stopniu co najwyżej niewielkim. Po porażkach często ktoś nie chce rozmawiać. Piłkarze, szczypiorniści, siatkarze, siatkarki. Zdarzało się wszystkim, co często utrudniało mi pracę. Piłkarzom z reprezentacji i Ekstraklasy na przykład często zdarza się przechodzenie przez strefę wywiadów z telefonem przy uchu - nawet jeśli nie ma zasięgu. To taki czytelny znak - "Nie chce mi się gadać...".

Oczywiście od trzykrotnych mistrzów świata powinno się wymagać więcej. Po meczu, który rozstrzygnęła wideo-weryfikacja, ktoś ze sztabu Brazylii ruszył nawet w stronę stolika sędziów, by wymierzyć sprawiedliwość za, jego zdaniem, niesprawiedliwą decyzję. W takim meczu emocje są ogromne. Jesteśmy w stanie dać się pokroić, że widzieliśmy aut, choć piłka była w boisku. Byłoby jednak miło, gdyby Brazylijczycy - kiedy ochłoną - przeprosili. Czasu na to jednak może na razie zabraknąć. Wieczorem obrońcy tytułu grają z Rosją i nie mogą przegrać. Presja na trenerze i zawodnikach jest ogromna. Czy to schyłek ery Bernardo Rezende? Dowiemy się późnym wieczorem.

A wracając do meczu, to już w jego trakcie nie brakowało spięć pod siatką - rozmów między siatkarzami obu drużyn, malutkich prowokacji. Winni byli sędziowie, którzy podjęli kilka kontrowersyjnych (czyt. błędnych) decyzji. I to kolejny problem siatkówki. Mistrzostwa wchodzą w decydującą fazę, a ważny mecz sędziują panowie spoza światowej czołówki. Na takim etapie rywalizacji to nie powinno mieć miejsca, a na siatkarskich parkietach ma od lat.