W Brukseli coraz większy pesymizm, co do możliwości przyjęcia pakietu sześciu reform antykryzysowych jeszcze podczas polskiej prezydencji. Wysoki rangą unijny dyplomata, biorący udział w rokowaniach studził optymizm polskiego rządu i Parlamentu Europejskiego, co do szybkiego kompromisu w tej sprawie.

To także kubeł zimnej wody na głowę premiera Tuska, który jeszcze dwa dni temu twierdził, że są duże szanse, że sześciopak zostanie uchwalony w połowie września.

Powoływał się przy tym na rozmowę z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, który także zgrzeszył nadmiernym optymizmem. Jako pierwsza informowałam, że jest to nierealne.

Szybko moje informacje się potwierdziły, gdy szefowie grup politycznych europarlamentu sami uznali, że potrzebują więcej czasu i zdjęli głosowanie w tej sprawie z porządku obrad przyszłotygodniowej sesji plenarnej. Z informacji, które podał unijny dyplomata, pragnący zachować

anonimowość wynika, że obecnie każdy obstaje przy swoim: zarówno kraje członkowskie jak i eurodeputowani. Państwa Unii, a zwłaszcza

Francja nie chcą automatyzmu podczas nakładania kar za niesubordynację budżetowa, natomiast europarlament dąży do większej dyscypliny. "Zagrożona jest wiarygodność Unii Europejskiej, jesteśmy pesymistyczni" - mówił dyplomata. Oznacza to, że zagrożona jest także wiarygodność polskiej prezydencji, która z przyjęcia pakietu 6 ustaw zrobiła jeden ze swoich priorytetów.

Przesunięcie glosowania poza wrzesień oznacza, że kompromis będzie możliwy najwcześniej w przyszłym roku. To zły sygnał dla rynków finansowych, bo unaoczniłby słabość Unii w walce z kryzysem.