Pierwsza konferencja prasowa Elżbiety Bieńkowskiej w Komisji Europejskiej. Pretekstem było wydarzenie, które miało miejsce… 4 dni temu, ale wyniesienie przez rosyjską rakietę unijnych satelitów to sukces, którym warto się pochwalić nawet z opóźnieniem. Bieńkowska zaraz po objęciu swojej funkcji w listopadzie zeszłego roku podpadła. Zraziła sobie urzędników Komisji Europejskiej bo zarzuciła im nieróbstwo i porównała do polskiej administracji z lat 90.

Związki zawodowe w Komisji wysłały list protestacyjny do Jean Claude’a Junckera, który od tej pory otoczył Bieńkowską specjalna troską. Według niektórych moich rozmówców to właśnie z powodu obaw Junckera przed jej kolejnymi wpadkami Bieńkowska musiała milczeć przez ostatnich 5 miesięcy. Inni twierdzili, że jej angielski nie jest za dobry i musi go doszlifować. W każdym razie pani komisarz była słabo widoczna. Teraz postanowiła to zmienić.

Bieńkowska pojawiła się na Twitterze, do którego nie miała przekonania. Zawitała też do sali prasowej w Komisji Europejskiej. Dosyć zestresowana, co można zrozumieć, bo to pierwsze takie spotkanie z międzynarodową prasą, radziła sobie nieźle z pytaniami dotyczącymi zarówno kosmosu, jak i europejskiego patentu czy płacy minimalnej. Entuzjazmu nie wzbudziła, ale krytyki również. "Zna swoje portfolio, ale jakieś wizji swojej pracy nie przedstawiła" - skwitował jej wystąpienie jeden z zagranicznych dziennikarzy.

Korzystając z tej pierwszej możliwości zadania pytań postanowiłam się dowiedzieć, czy Bieńkowska zmieniła zdanie na temat unijnej administracji. Posłuchajcie odpowiedzi - trudno ją zacytować. Wyraźnie to wciąż traumatyczny temat dla Bieńkowskiej, która sprawia wrażenie, jakby problem nadal istniał.