Mądry polityk powinien unikać jednoznacznych deklaracji dotyczących swojej przyszłości. Nadużywanie przezeń słów typu „nigdy”, „zawsze”, „niezmiennie”, a zwłaszcza zarzekanie się, że nie wstąpi do jakiejś partii będzie mu bowiem niechybnie zapamiętane i wyciągnięte, kiedy tylko zmieni zdanie.

Po wielu doświadczeniach, jakie stały się udziałem sporej liczby uczestników życia politycznego w tej materii w ogromne zdumienie wprawiał mnie w ostatnim czasie Michał Kamiński solennie obiecujący przed mikrofonami, kamerami, oraz na łamach prasy, że na pewno nie zasili szeregów Platformy Obywatelskiej, chociaż jest mu do niej blisko, a szczególnie poważa premier Ewę Kopacz i szczęściem byłoby, gdyby mógł dla niej pracować.

Trudno się więc dziwić, że kiedy tylko został przez nią mianowany sekretarzem stanu nadzorującym Centrum Informacyjne Rządu, dziennikarze natychmiast wypomnieli mu te wcześniejsze deklaracje. I chociaż "Miś" nie jest (jeszcze) członkiem PO, to jednak jego nowa funkcja sytuuje go znacznie bliżej pani premier, aniżeli wielu należących do tej partii, a także bardzo zasłużonych dla niej osób.

Nie dziwię się, ze mający gigantyczne parcie na władzę i pałający chęcią zemsty na Jarosławie Kaczyńskim Michał Kamiński znalazł się w tym akurat miejscu. Zaskakuje mnie jedynie to, że jako wielce doświadczony propagandysta (spin doctor) tak nieostrożnie wypowiadał jeszcze kilka tygodni temu przytoczone wyżej deklaracje, dając dzisiaj wdzięczny temat wypominającym mu je przeciwnikom politycznym i dziennikarzom.