Leci helikopter nad rosyjskim Biełgorodem. W środku dwóch patriarchów z ikoną. Na niej Matka Boska z Krystusem. Ze wstydu odwracają głowy, ale co mają zrobić? Są namalowani na kawałku drewna. Gdyby mogli, wyskoczyliby z maszyny bez spadochronów, byle jak najdalej od oprawców. Ale oni trzymają łapy na świętej rodzinie, niby dla bezpieczeństwa. Ci sami ojczulkowie błogosławili rosyjską hordę zanim przekroczyła ukraińską granicę, by zabijać kobiety i dzieci. To w Biełgorodzie wyleciał niedawno w powietrze skład amunicji. Ikona w helikopterze ma zapobiec dalszym atakom.

Mało się mówi o rosyjskim Kościele. Jeszcze mniej o roli, jaką duchowni odgrywają w tej wojnie. A pochodzą z tego samego miotu co księża, którzy popierali ludobójstwo w Rwandzie. Przysłuchuję się ich kazaniom. Analizuję słowa padające z ambony. Jeśli rosyjski żołnierz jest zbrodniarzem wojennym, rosyjski pop jest ojcem chrzestnym tej zbrodni. Mówi to, co chce usłyszeć upiór z Kremla, daje paliwo niezliczonej rzeszy fanatycznych wyznawców idei, która z Kościołem nie ma nic wspólnego. Oni nie wierzą w Boga. Dla niech jednym bóstwem jest Rosja i jej apostoł, Władimir Putin.  

Nie przepadam za żadną religią, ale rosyjskie prawosławie nie nosi nawet listka figowego. Stało się protezą duchowości, dowodem utraty połączenia człowieka z Bogiem. Patrzę na patriarchę Cyryla i myślę - kto go wymyślił? Na jakiej pijanej imprezie w piekle cię stworzono? Kościół w Rosji nie jest Kościołem. To patia polityczna bez wstydu i cnoty - kiedyś w koalicji z caratem, dziś baraszkująca w łóżku z Kremlem. Patrząc na oświetlone płomieniem świecy twarze wiernych, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zapalają ją diabłu. Nawet najnowsza rosyjska rakieta balistyczna ma na imię Szatan.  

Jest taki wspaniały obraz Ilji Repina z 1868 roku. Przedstawia burłaków na Wołdze - grupa obdartych, bosych chłopów ciągnie wzdłuż rzeki na pasach elegancki okręt. Pochyleni są do przodu, stopy wbite w piasek. Pewnie idą mozolnie, krok po kroku, ale na obrazie zastygli w miejscu. To właśnie Rosja. Zapieczona w zawiasach dziewiętnastego wieku, podzielona na oligarchów i prostych ludzi, nie kwestionujących rzeczywistości. Jak burłacy - z fajką w zębach i krzyżem na szyi - byle w ślimaczym tempie do przodu. A że na plecach niosą panów? Przecież okręt jest taki piękny! A Wołga nasza!  

Na wojskowym lotnisku w Biełgorodzie wylądował helikopter - maszyna najnowszej generacji z pociskami, które wylatują z okrągłego bębna. Rozbijają cele przeciwpancerne i zwykłe domy. Piloci wyszli na płytę, a wraz z nimi duchowni z ikoną. Schylają się, żeby nie dostać śmigłem w głowę. Potem biegną do samochodów, potykając się w sutannach. Matka i Syn na drewnianej deseczce biegną z nimi. Wszak są tylko farbą z pędzla jakiegoś mnicha. Gdyby faktycznie mieli boską moc, zmietliby z powierzchni ziemi helikopter i balistycznego Szatana. Gdyby Bóg istniał, nie oszczędzałby Kremla.