O wiele więcej kobiet niż mężczyzn ma dziś dylemat: iść głosować czy nie - tak wynika z sondaży zleconych przez RMF FM wykonanych przez SMG/KRC. Ta prawidłowość występuje we wszystkich pięciu dużych miastach objętych badaniami. Żadna partia zdaje się jednak tego nie zauważać, choć wiele pań zasila partyjne szeregi. Problem w tym, że pełnią one rolę raczej ozdób w polskiej polityce.

Sprawdź wyniki sondaży SMG/KRC dla RMF FM

Jak trzeba pomóc w kampanii, to pójdą do gabinetu Bronisława Komorowskiego i przed kamerami zadeklarują chęć głosowania na "prawdziwego mężczyznę". Czasami użyczają swojej twarzy, jak Małgorzata Kidawa-Błońska, czy Beata Szydło, ale nie mają realnego wpływu na polityczne decyzje.

Te zapadają w gabinetach zdominowanych przez mężczyzn. Parytet tu niczego nie zmieni. Najpierw panie muszą chcieć, potem muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, po co chcą wchodzić do polityki. Na końcu powinny nauczyć się wybijać na niepodległość w świecie zdominowanym przez panów i niestety przygotować się na to, że walka będzie brutalna.

Szansa jednak istnieje, o czym najlepiej świadczą przykłady Ewy Kopacz, Jolanty Fedak czy Zyty Gilowskiej. To twarde zawodniczki.

Od lat obserwuję kobiety w Sejmie. Jest ich sporo, ale poza paroma wyjątkami, to smutny to widok. Członkinie platformerskiego klubu "ladies" w oczach partyjnych kolegów mają opinię świetnych organizatorek wieczornych imprez. Super ubrane, super zadbane najczęściej są bohaterkami tabloidowych sesji. A to przyłapane na posiadaniu nowego stroju, a to na zakupach w galerii handlowej.

W Prawie i Sprawiedliwości kobiety również nie mają większych ról do odegrania. Mężczyźni z tej partii posługują się co prawda płcią piękną w kampanii -dziś oglądamy plakaty, na których bardzo atrakcyjne młode kandydatki, równie atrakcyjnie ubrane opierają się o skuter - na tym jednak ich rola się kończy. Do grona decyzyjnego - wstęp wzbroniony.

W SLD o swoje miejsce walczyła Katarzyna Piekarska, ale po tym jak musiała oddać jedynkę w Warszawie Ryszardowi Kaliszowi, zniknęła. Przewodniczący Sojuszu też otacza się głównie mężczyznami.

Może dlatego nikt nie zauważa, jak wygląda prawdziwe życie Matki Polki, bądź Matki Polki pracującej. Ta pierwsza spędza całe dnie w domu wykonując najcięższą pracę jaką można sobie wyobrazić. Z pełnym szacunkiem patrzę na moje koleżanki, które zdecydowały się pozostać w domach. Są logistykami, przedszkolankami, nauczycielkami, kucharkami i sprzątaczkami w jednej osobie. Nie dostają za to pieniędzy. Najczęściej nie słyszą nawet słowa "dziękuję", bo przecież to żadna robota.

Pracujące Matki Polki po ośmiu, dziesięciu godzinach pracy (najczęściej gorzej płatnej niż koledzy) ekspresowo jadą do domu na drugi etat, aby tam przeobrazić się w logistyka, sprzątaczkę, kucharkę, przedszkolankę i nauczycielkę. W nocy robią to, co bohaterka książki: "Nie wiem, jak ona to robi" czyli... na przykład deformują zakupione w sklepie babeczki, aby wyglądały na upieczone w domu, żeby dzieci w szkole nie musiały słuchać jak bardzo są przez pracującą matkę zaniedbane.

Dziś politycy mówią wyłącznie o przedszkolach. Owszem, to ważne, ale na tym problem się nie kończy. On się raczej tam zaczyna... Partie mają jednak kobietom do zaoferowania albo ogólniki albo... gruszki na wierzbie, czyli piękne pomysły bez żadnego finansowego pokrycia.