"Przez Kasprowy Wierch przeszedł na treningach nawet kilka tysięcy razy i to w tak młodym wieku" - mówi Piotr Sadowski, trener 24-letniego Andrzeja Bargiela, który chce pobić szybkościowy rekord wejścia na Lhotse. Zakopiańczyk, znany z ekstremalnych dokonań, pojechał na czwartą górę świata w ramach wyprawy Polskiego Himalaizmu Zimowego. Jak mówi jego szkoleniowiec w rozmowie z reporterem RMF FM, Polak jest w stanie znacznie poprawić dotychczasowy rekord należący do Meksykanina Carlosa Carsolio.

Maciej Pałahicki: Skąd bierze się ten fenomen Andrzeja, bo jego wyniki można już nazwać fenomenem?

Piotr Sadowski: To, co odróżnia Andrzeja od innych zawodników, to wielka pasja, chęć robienia tego, co robi. Ale ta pasja jest podparta akcją. To znaczy nie jest to tylko marzenie, ale konsekwentne dążenie do celu. Andrzej niejednokrotnie, nie zważając na pogodę i porę dnia, jeśli tylko miał odrobinę czasu, wychodził na trening. Jak obliczyliśmy, przez Kasprowy Wierch przeszedł na treningach nawet kilka tysięcy razy i to w tak młodym wieku.

Poza treningami musi mieć także zapewne predyspozycje organizmu, które pozwalają mu osiągać tak świetne wyniki wysoko w górach?

To prawda, na Elbrus Race w 2010 roku wręcz zdeklasował pozostałych zawodników. Ale to jest dobra informacja dla wszystkich, ponieważ ja sobie przypominam Andrzeja jak kilka lat temu pojawił się w Zakopanem po skończeniu średniej szkoły i poza wielką pasją uprawiania narciarstwa wysokogórskiego, tak naprawdę nic go nie wyróżniało od pozostałych zawodników. Był jednym z młodych chłopców, z którymi robiliśmy testy i treningi i był częścią tej grupy i w bardzo podobny sposób funkcjonował. Natomiast chęć, wielka chęć robienia tego, przełożyła się na ogromną liczbę pracy, treningów, które rozwinęły organizm do takich możliwości, jakie ma teraz. Te możliwości pozwalają na robienie rzeczy, które wydawały się do tej pory niemożliwe do zrobienia. Jego organizm, można tak powiedzieć, doskonale oddycha. Świetnie utylizuje te niewielkie ilości tlenu, jakie występują na dużych wysokościach. Andrzej ma możliwości bliskie doskonałości. Doskonale czuje się na dużych wysokościach, bardzo niewiele czasu potrzebuje do aklimatyzacji, bardzo szybko się regeneruje, gdy tylko trochę zejdzie z dużej wysokości. To wszystko z pewnością mu sprzyja.

Czyli pana zdaniem ma szansę pobić dotychczasowy rekord, który wynosi niespełna 24 godziny?

Ja wierzę, że tak. I spodziewam się bardzo dobrego czasu, jeśli tylko warunki pogodowe pozwolą. Wiadomo, że w wysokich górach niesprzyjające warunki - zamieć śnieżna, silny wiatr czy niskie temperatury każą myśleć przede wszystkim o bezpieczeństwie. Ale trzymam kciuki i wierzę, że Andrzejowi się uda. Jestem nawet bliski zdania Sherpów, którzy towarzyszą tej wyprawie. Oni uważają, że jest w stanie wejść w niespełna 10 godzin. I nie jest to wiara wzięta z kosmosu, natomiast patrząc, jak poruszał się tam przy zakładaniu kolejnych obozów, można spodziewać się takiego wyniku. Idąc z ciężkim plecakiem, wykonując ciężką pracę, a nie ścigając się, pokonywał tysiąc metrów w pionie w ciągu zaledwie półtorej godziny. Trzeba też pamiętać, że ma ze sobą narty, a na nartach czuje się doskonale. To także powinno mu pomóc. Możemy więc spodziewać się świetnego wyniku. Oczywiście, jeśli pogoda nie popsuje i tej próby.

Pierwsza próba dotarcia na szczyt Lhotse z bazy w rekordowym czasie niestety załamała się z powodu bardzo silnego wiatru. Andrzej Bargiel po dojściu do trzeciego obozu musiał się tam zatrzymać. Mimo pogarszających się warunków w Himalajach w związku z nadchodzącą zimą w piątek rano Polacy podjęli jednak kolejną próbę ataku na czwarty szczyt Ziemi.