„Karakorum ma inny mikroklimat, tam zima jest bardziej sroga. O tej porze nie ma tam nikogo, będziemy na lodowcu sami” – mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztof Wielicki, lider polskiej zimowej wyprawy na Broad Peak. Jak dodaje, dziś himalaistom jest już trochę łatwiej ze względu na postęp technologiczny, ale kiedy zimą przychodzi huragan, trzeba walczyć o utrzymanie bazy.

Polska zimowa wyprawa na Broad Peak odbędzie się w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015. Jego pomysłodawca Artur Hajzer oddał tym razem prowadzenie ekspedycji Krzysztofowi Wielickiemu, jednemu z najwybitniejszych polskich himalaistów. Broad Peak jest 12. pod względem wysokości górą na świecie (8051 m n.p.m.), jedną z trzech - obok K2 i Nanga Parbat - która nie została jeszcze zdobyta zimą.

Bartosz Styrna: Ucieszył się pan z propozycji Artura Hajzera?

Krzysztof Wielicki: Szczerze, to nie bardzo się ucieszyłem, bo to dla mnie raczej rodzi obowiązki niż przyjemności. No ale dla dobra programu eksploracji zimowej, jeśli Artur był zmęczony, ktoś musiał go zastąpić, zgodziłem się.

Trzy góry nie zostały jeszcze zdobyte zimą, jedną z nich jest Broad Peak, czyli cel najbliższej wyprawy. Co jest takiego trudnego w tej górze, że nikt na nią jeszcze zimą nie wszedł?

W ogóle Karakorum jest takim masywem trochę bardziej na północ wysuniętym i zima jest bardziej sroga. Statystyka mówi sama za siebie - najpierw zdobywano szczyty w Himalajach, a dopiero potem rozpoczęła się eksploracja Karakorum. Jest tam inny mikroklimat.

Czy jakaś inna wyprawa będzie wam w bazie towarzyszyła? Ktoś jeszcze będzie próbował?

O tej porze w Karakorum nie ma nikogo w zasadzie, będziemy sami na lodowcu. Pod Nanga Parbat, czyli w Kaszmirze, w Himalajach Zachodnich, będzie chyba jeden zespół czy dwa. Natomiast w samym Karakorum, tam gdzie my będziemy, nikogo nie będzie.

Czego na tym Broad Peaku potrzeba, by go zdobyć?

Zima w ogóle się nie zmienia, od wielu każdy sezon jest taki sam i eksploracja mniej więcej na tym polega, że trzeba działać i czekać na okno pogodowe, które przyjdzie albo nie, będzie krótkie albo długie. Tak, że taktyka się tu w ogóle nie zmieni. Tyle, że pod Broad Peakiem jest ten problem, że potem, po wysokości 7200 m, do której to wysokości w zasadzie uczestnicy nie powinni mieć żadnych problemów, jest jednak dosyć długa droga do szczytu i nie wiem, czy to się uda pokonać bez biwaku. Wydaje mi się, że niestety będzie potrzebny biwak albo jakiś przejściowy mały obóz. No a to trochę komplikuje logistykę. Ta główna trudność to właśnie ostatnie 800 metrów, które nie jest takie proste. Maciek Berbeka, który jedzie z nami, mógłby na ten temat dużo powiedzieć, ponieważ jako pierwszy człowiek w 1988 roku był na przedwierzchołku Broad Peak, wtedy sam się wspinał. To w ogóle było największe osiągnięcie zimowe w Karakorum, no i będzie miał Maciek w tym roku pewnie okazję zmierzyć się z ostatnimi metrami Broad Peak.

No właśnie, to pan zaproponował włączenie Macieja Berbeki do tego składu, ze względu na to, że ma już zimowe doświadczenia na tej górze...

Głównie dlatego zaproponowałem Maćkowi udział w tej wyprawie, bo uważam, że lekka krzywda mu się zdarzyła w tym 88' roku. Myślę, że gdyby miał pełną wiedzę, że nie jest na głównym szczycie, to by do tego głównego szczytu te 15-20 minut jeszcze się wspinał i by go zdobył. No to wtedy byłby już wielki sukces, ale i tak był sukces, bo zdobył Rocky Summit i wydaje mi się, że po wielu latach Maćkowi jednak trzeba dać szansę. Uważam, że ma prawo moralne, etyczne, by wrócić na te ostatnie 50 metrów i stąd  moja propozycja, żeby Maciek wziął udział w wyprawie.

Co jest zimą najtrudniejsze poza temperaturą, wiatrem? To czekanie?

Zima to jest w ogóle specyficzny czas w Karakorum, w Himalajach, dlatego, że zima na naszej półkuli cechuje się przede wszystkim krótkim dniem z niskimi temperaturami i silnym wiatrem. Od grudnia do marca wieje tam jet stream - silny prąd powietrza, który odbiera ochotę do wspinania, szczególnie w partiach górnych. Drugim takim problemem jest brak możliwości regeneracji, bo jednak cały czas się działa w niskich temperaturach, nie ma możliwości takiej typowej regeneracji po wysiłku. Zimą niestety tej regeneracji jest bardzo mało, co może też powodować takie załamania psychiczne u zawodników, dlatego, że trzeba przeczekiwać czasem tydzień, czasem dwa tygodnie w tych trudnych warunkach, czyli zespół musi być bardzo odporny psychicznie, nie tylko fizycznie odporny na zimno, na zimę, na takie warunki, ale również psychicznie musi być odporny. I to będzie problem, bo przy takich długich załamaniach pogodowych wkrada się taki element beznadziejności.

Ale można powiedzieć, że polskie wyprawy mają w pewnym sensie monopol na te zimowe wejścia...

Dwa szczyty nam koledzy (z innych krajów - red.) podprowadzili. Ale wydaje mi się, że to bardzo dobrze, że oni to zrobili, dlatego, że to dowartościowało właściwie nasze wejścia. Dlatego, że po ich wejściach zrobiło się w świecie alpinistycznym wielkie halo, no i przy różnych okazjach nie mogli się wymigać od pytań: "a co z innymi szczytami?". No już wszystkie prawie zdobyte przez Polaków. Więc jak gdyby ten ich sukces dowartościował nasz sukces, bo w przeciwnym wypadku środowisko mogłoby sądzić, że Polacy wybrali sobie jakąś tam dziwną konkurencję - wejścia zimowe. A teraz widać, że inne nacje są zainteresowane, ale już niestety muszą się pogodzić z tym, że większa część jest już za nami za sprawą Polaków.

A co z K2, która jest chyba największym wyzwaniem? W ubiegłym roku próbowali Rosjanie, niestety nie dali rady. Pan również ma zimowe doświadczenie na K2. Pęknie kiedyś ta góra zimą?

Pewnie pęknie, tylko nie wiem, za czyją sprawą. Jak na razie, to wszyscy po łapkach dostali - Polacy, Rosjanie. Myślę, że do K2 trzeba dojrzeć. Nie wiem, kto pojedzie na to K2, ale jestem pewien, że to musi być super zespół. Bo ta góra nie dość że jest wysoka, to jeszcze ma szczególny mikroklimat - jest jako pierwsza nastawiona na silny jet stream. Ale trzeba marzyć, młodzi marzą, żeby K2 zdobyć, i oczywiście dobrze byłoby, gdyby to Polacy zakończyli eksplorację wchodząc na K2. W ten sposób przypieczętowalibyśmy już absolutnie prymat Polski. Ale nigdy nie wiadomo, są inni, jest duża konkurencja, jest wielu alpinistów coraz bardziej zainteresowanych eksploracją zimową.

Ale dziś jest już chyba łatwiej - jest laptop, telefon satelitarny, można sobie z bazy zadzwonić. Kiedyś ta łączność była zdecydowanie bardziej ograniczona. To doskwierało?

Tak, jeżeli mówimy już o jakieś rewolucji we wspinaniu, to łączność jest rewolucją, bo sprzęt w mniejszym stopniu, sprzęt - można powiedzieć - poprawił trochę komfort. Natomiast łączność jest rewolucją rzeczywiście. Głównie chodzi o bezpieczeństwo oczywiście. Bo tu już nie chodzi o samą łączność z krajem, bo to akurat w mojej opinii dekoncentruje zawodników...

Dziennikarze dzwonią do bazy...

Tak. Kiedyś alpiniści myśleli o tym, żeby jak najszybciej się wspiąć na szczyt i wrócić do domu. A teraz właściwie dom przychodzi do bazy, bo wystarczy włączyć laptop i nagle żona, dzieci, można porozmawiać. Tu troszeczkę uważam, że nadużywanie takiego sprzętu dekoncentruje jednak zespół, natomiast z punktu bezpieczeństwa - absolutnie, to jest rewolucja. Łączność satelitarną mały też dla celów prognozy, bo otrzymujemy codziennie prognozy, które są strasznie ważne dla logistyki. Kiedyś tego nie było - palec uniesiony do góry i z której strony wiatr wiał... Albo pytało się kucharza miejscowego, co sądzi o pogodzie. W związku z tym to była taka trochę loteria, teraz dzięki temu można poprawić logistykę i dlatego w tej chwili można się wspinać już w mniejszych zespołach.

Jeszcze jakieś udogodnienia są dzisiaj w bazie w porównaniu do tych lat 80.?

No tak. Jest trochę udogodnień. Są zdecydowane różnice - już nie mówię o sprzęcie wspinaczkowym, gdzie mamy już wkładki podgrzewające, które można zastosować do butów zimowych. Ale również komfort w bazie, można urządzić sobie w miarę komfortowe warunki, ale jak przyjdzie silny huragan, to i tak to nie pomoże, bo walka jest o utrzymanie bazy. Żywność w zasadzie wiele się nie zmieniła, ja bym powiedział, że nawet jest powrót do naturalnej żywności. Poza tym nadal ludzie czytają książki, grają w szachy, słuchają muzyki, tu już nic więcej nie można zrobić. Teraz jeszcze filmy można obejrzeć, jeśli wystarczy paliwa do generatorów, bo jednak zasilamy z generatorów całą elektrykę, elektronikę, ładowania etc.