5 tysięcy dzieci odwiedziło w środę warszawski Torwar, gdzie odbył się Artur Siódmiak Camp. Tym samym rekord Guinnessa na największą lekcję WF-u został pobity!

5 tysięcy dzieci odwiedziło w środę warszawski Torwar, gdzie odbył się Artur Siódmiak Camp. Tym samym rekord Guinnessa na największą lekcję WF-u został pobity!
Artur Siódmiak /PAP/Leszek Szymański /PAP

Maciej Jermakow, RMF FM: Rekord pobity, z twojej twarzy uśmiech nie schodzi. Wszystko wyszło perfekcyjnie?

Artur Siódmiak: Tak. Cieszy mnie to, że praca mojego zespołu nie poszła na marne. Nie widziałem nieuśmiechniętego, niezadowolonego dziecka. Wielkie gwiazdy sportu były dziś z nami. Myślę, że ta fala pozytywnego myślenia i motywacji rozleje się po całej Polsce.

Jest duża szansa, że dzisiaj sport pokochał jakiś przyszły mistrz Polski...

Kto wie, być może tam drugi "Lewy" czy Sławek Szmal biega. Na tym etapie tego nie wiemy. Ale te dzieci, jeśli będą chciały trenować sport to będą to robić. Nawet jeśli nie będą mistrzami to nic się nie stanie. I tak będą zdrowsze, będą prowadzić politykę prorodzinną w swoich rodzinach. A teraz wrócą do domu i powiedzą: "Tata, spotkałem Maję Włoszczowską, ona ma fajny rower, chodź, też się przejedziemy". Dzieci naładowane takimi emocjami mogą zapisać się na dodatkowe zajęcia czy chodzić na WF z uśmiechem na twarzy.

Gdy pojawialiście się wśród dzieciaków, Ty czy Paweł Zagumny - one dosłownie szalały, kolejka po autografy była gigantyczna!

Tak, dzieci tego potrzebują. Gwiazdy sportu widzą w telewizji, a tu mogą z nimi porozmawiać, zrobić sobie zdjęcie czy przybić piątkę. To jest coś nieosiągalnego na co dzień. My nie zwracamy uwagi, a powinniśmy, na to, jak dużą rolę odgrywają sportowi idole. Wiele dzieci się na nas wzoruje na początku ich sportowej drogi. 


(mn)