Dyżurny ruchu ze Starzyn został zatrzymany przez policję i usłyszał zarzuty. Poza tym sformułowanym wcześniej - spowodowania marcowej katastrofy kolejowej pod Szczekocinami - także nowy, dotyczący poświadczenia nieprawdy w dokumentacji kolejowej.

Podejrzany nie odniósł się do zarzutów i nie złożył wyjaśnień - powiedział Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. Po przesłuchaniu Andrzej N. został zwolniony do domu. Prokuratura zakazała mu wykonywania zawodu dyżurnego ruchu kolejowego i innych obowiązków, związanych z bezpieczeństwem ruchu na kolei.

Prokuratorzy zdecydowali o zatrzymaniu dyżurnego po zapoznaniu się z opinią biegłych. Specjaliści, którzy zbadali go tydzień temu, napisali w niej jednoznacznie, że mężczyzna jest już zdrowy. A to oznacza, że wreszcie mógł być przesłuchany i usłyszeć zarzuty. Andrzej N. został zatrzymany tuż po katastrofie, od razu jednak trafił do szpitala psychiatrycznego. Spędził tam pół roku.

"Potraktowali go jak bandytę"

Dyżurny ruchu ze Starzyn został przez prokuraturę potraktowany jak pospolity bandyta - uważają przedstawiciele Związku Zawodowego Dyżurnych Ruchu PKP. Ich zdaniem, zatrzymanie Andrzeja N. było zbędne, powinien on być po prostu wezwany na przesłuchanie.

Nasz kolega nie został wcześniej w żaden sposób poinformowany o dacie, terminie i miejscu stawienia się na przesłuchanie prokuratorskie. Andrzej N. nie został potraktowany jak podejrzany lub nawet przestępca, lecz według metod, jakie stosuje się wobec najgroźniejszych bandytów - napisał w oświadczeniu rzecznik związku dyżurnych Grzegorz Herzyk.

Przypomniał, że Andrzej N. jest po terapii szpitalnej. Jego zdaniem działania prokuratury mogą zniweczyć pracę lekarzy, którzy ustabilizowali stan zdrowia dyżurnego.

W chwili katastrofy był poczytalny

Pod koniec sierpnia Andrzej N. opuścił szpital psychiatryczny, gdzie znajdował się pod opieką lekarzy od czasu wypadku. Według opinii zespołu biegłych psychiatrów i psychologa, którzy przez dwa miesiące obserwowali dyżurnego, mężczyzna był w chwili katastrofy poczytalny. Oznacza to, że może odpowiadać karnie. Mimo uznania go jednak za poczytalnego, lekarze nie zgadzali się dotąd na jego przesłuchanie ze względu na stan zdrowia.

Śledztwo w sprawie katastrofy zostało przedłużone do 3 grudnia. W postępowaniu zgromadzono już bardzo obszerny materiał dowodowy i przesłuchano wielu świadków - głównie poszkodowanych w katastrofie, bliskich ofiar i pracowników kolei. W śledztwie zgromadzono też wiele dokumentów kolejowych, nie tylko bezpośrednio związanych z marcową katastrofą, ale też dotyczących np. szkoleń i ruchu pociągów.

Pociągi zderzyły się czołowo, zginęło 16 osób

3 marca wieczorem w pobliżu Szczekocin k. Zawiercia - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa - zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa - Kraków. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa. Według prokuratury, Andrzej N. doprowadził do skierowania jednego z pociągów na niewłaściwy tor, co spowodowało czołowe zderzenie z drugim składem. W katastrofie zginęło 16 osób, a ponad 50 zostało rannych.