Odroczono pierwszą rozprawę dotyczącą katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. Jeden z dwojga oskarżonych dyżurnych ruchu jest od kilku dni w szpitalu psychiatrycznym. W 2012 roku po zderzeniu 2 pociągów zginęło 16 osób, a ponad sto było rannych. Była to jedna z największych katastrof kolejowych w powojennej Polsce.

Obrońca oskarżonego złożył dziś wniosek o wyłączenie jawności procesu. Jak mówi sędzia Rafał Olszewski, sąd postanowił zapytać biegłych o ich opinię w tej sprawie. Sąd zwrócił się do biegłych także o wypowiedzenie się co do tego, czy udział mediów może mieć destrukcyjny wpływ na oskarżonego w sensie jego zdolności do udziału w rozprawie - dodał sędzia.

Termin kolejnej rozprawy wyznaczono za miesiąc.

3 marca 2012 roku tuż przed godz. 21:00 pociągi zderzyły się na wysokości miejscowości Chałupki. Oba jechały po tym samym torze.

Zdaniem śledczych do katastrofy nieumyślne doprowadziło dwoje dyżurnych ruchów z pobliskich posterunków. To oni mieli sprawić, że oba składy wjechały na ten sam tor.

Zaraz po wypadku próbowali też fałszować dokumenty. Zachowały się zapisy ich telefonicznych rozmów prowadzonych tuż po katastrofie. Dyżurni ruchu nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Jeden z nich, zaraz po katastrofie, na wiele tygodni trafił do szpitala psychiatrycznego. Ale biegli w czasie psychiatrycznej obserwacji uznali, że może on odpowiadać za to, co się stało.

Zdaniem prokuratury, która powołała się tu na opinię specjalistów, błędy popełnili też obaj maszyniści, którzy zginęli w katastrofie.

Akcja ratownicza po wypadku trwała wiele godzin. Pierwsi na pomoc ruszyli mieszkańcy pobliskich Chałupek. We wsi jest teraz pomnik upamiętniający katastrofę.

(j., mpw),