"Mecz z podtekstem" - takie sformułowanie w kontekście piłkarskich spotkań słyszymy aż za często. Zwykle chodzi o zawiłą i przykrą historię, ale dziś wieczorem będzie inaczej. Grecy już się odgrażają, że dadzą pstryczka w nos Angeli Merkel, która futbol ubóstwia. Cel rzeczywiście mają - gorzej ze środkami do jego realizacji.

Po meczu otwarcia Euro mało kto wierzył, że ekipa Hellady może jeszcze na tym turnieju o coś powalczyć. Po przegranej z Czechami takich osób było już zapewne tylko kilka i w dodatku wszystkie były Grekami. Po spotkaniu z Rosją, sensacyjnym zwycięstwie i awansie do ćwierćfinału Grecja oszalała.

Niestety wszystko wskazuje na to, że dziś piękny sen Greków się skończy. Niemcy to, moim zdaniem, główny faworyt do mistrzowskiego tytułu - wygrana w "grupie śmierci", żadnych pogubionych punktów i praktycznie zero problemów kadrowych. Co więcej, ekipa Joachima Loewa zdaje się dopiero rozkręcać, a kulminacja jej siły nastąpi w decydującej fazie - może już dzisiaj? Jeżeli tak, to przez 90 minut będziemy obserwować szturm na grecką bramkę i rozpaczliwą obronę. Bo o ataki Grecji może być ciężko - wszak drużyna została pozbawiona tego, który był głównym kreatorem i motorem napędowym ofensywy. Z powodu kartek pauzować musi Giorgos Karagounis.

Praktycznie wszystko przemawia za Niemcami. Jeśli dodamy do tego jeszcze stadion, który dobrze znają, i rzesze kibiców, to wyłania nam się obraz warunków niemal idealnych. W takim otoczeniu jednak najłatwiej o… spektakularną sensację, a ta niewątpliwie byłaby pięknym ozdobnikiem polsko-ukraińskiego turnieju.