"To było nasze ostatnie wspólne śniadanie rano, którego nie chciał zjeść, ale ja go namówiłam. Wypił herbatę, założył białą koszulę. Miał przyszykowany mundur wyjściowy. I ten ostatni moment, kiedy stał w drzwiach, pożegnał się ze mną” – wspomina męża Lucyna Gągor, żona generała Franciszka Gągora, który zginął w katastrofie 10 kwietnia. Dodaje, że w tej chwili ma coraz więcej wątpliwości, co do przyczyny katastrofy. „Nie zostały dla mnie wyjaśnione do końca. Do końca naprawdę nie wiem, co się stało z tym samolotem i dlaczego ci ludzie zginęli” – mówi w rozmowie z reporterem RMF FM.

Mariusz Piekarski: Czas leczy rany?

Cytat

Codziennie zmagam się z tym, że on nigdy nie wróci do domu

Lucyna Gągor: Z czasem może tak, ale nie do końca. Za dużo jest wspomnień, za dużo emocji, i jest nam bardzo ciężko. Przynajmniej mi jest ciężko w tym momencie.

Trzy lata to za mało, żeby ta rana, chociaż się zabliźniła?

Ja praktycznie codziennie zmagam się z tym, że on nigdy nie wróci do domu. Że nigdy nie usłyszę, kiedy przywita się ze mną, kiedy powie: "cześć kochanie" i... mam wrażenie, i może czekam na to, że może kiedyś nastąpi taki dzień i on wróci.

Co pani najczęściej wspomina myśląc o mężu?

Nasze wspólne wyjazdy. To jest coś, co najbardziej utkwiło mi w pamięci, bo wtedy on wiedział doskonale, że jesteśmy tylko my we dwoje: on i ja. I wtedy mamy czas dla siebie. Natomiast obraz, który najbardziej widzę, to jest jak wchodzi wieczorem do domu i wraca do tego domu, i to jest on.

A pamięta pani te ostatnie chwile wspólne z mężem? Ten moment, w którym wychodził z domu, żeby pojechać do tego Katynia?

Tak. To było nasze ostatnie wspólne śniadanie rano, którego nie chciał zjeść, ale ja go namówiłam do tego. Wypił herbatę, założył białą koszulę. Miał przyszykowany mundur wyjściowy. I ostatni moment, kiedy stał w drzwiach, pożegnał się ze mną. Powiedział "cześć Habiba", ja powiedziałam do niego: "Grubasku, uważaj na siebie" - bo tak zawsze do niego mówiłam, a on odpowiadał "niech się pilot stara". Robiłam mu delikatny znak krzyża. A tego dnia nie zrobiłam tego... I tylko, kiedy przyjechał jego samochód z ochroną, poprosiłam panów i powiedziałam: "dbajcie o niego". I to były ostatnie słowa, ostatnie chwile, kiedy widziałam męża.

A ta chwila, kiedy pani dostała informację, że stało się coś złego? Że ten samolot nie wylądował, że jest katastrofa, że ten samolot się roztrzaskał i prawdopodobnie wszyscy zginęli?

Byłam w domu i to też był taki dziwny dzień. Ta sobota w ogóle, chyba do końca życia będę ten dzień pamiętała. Włączyłam telewizor, stałam przy kominku i w pewnym momencie usłyszałam - to była pierwsza wiadomość - że Jak-40 miał problemy w lądowaniu, przy podchodzeniu do lądowania w Smoleńsku. To były pierwsze takie wiadomości. I później zastanawiałam się, dlaczego, co się dzieje? Byłam do końca przekonana, że on nie poleciał tym jakiem, że poleciał tupolewem tym dużym samolotem... i potem, kiedy usłyszałam, że tupolew się rozbił podchodząc do lądowania... To, to była, to była...

Świat się zawalił?

W tym momencie chyba tak.

Czy żonie wojskowego, żonie generała, żonie Pierwszego Żołnierza Rzeczypospolitej, łatwiej przyjąć śmierć niż innym?

Nie, chyba nie. Każdy zawsze mi mówił, że jako żona Pierwszego Żołnierza Rzeczypospolitej, powinnam jakoś wspierać wszystkie żony oficerów, pomagać im. Natomiast w tym momencie dla mnie było coś takiego strasznego, że ja sama nie mogłam sobie z tym poradzić.

Cytat

Mam coraz więcej wątpliwości, bo przyczyny katastrofy nie zostały dla mnie wyjaśnione do końca. Do końca naprawdę nie wiem, co się stało z tym samolotem i dlaczego ci ludzie zginęli.

Pani generałowo, czy pani po tych trzech latach odpowiada sama sobie na pytanie, jak doszło do tej tragedii? Czy pani sama sobie potrafi już odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mój mąż zginął?

Nie, nie potrafię w tym momencie. Na tę chwilę mam coraz więcej tych wątpliwości, bo przyczyny katastrofy nie zostały dla mnie wyjaśnione do końca. Do końca naprawdę nie wiem, co się stało z tym samolotem i dlaczego ci ludzie zginęli. Teraz będzie powołana komisja pana Laska, który ma mieć kontakt z ludźmi, ma mieć kontakt również i z mediami, i wyjaśniać nam wszystkie wątpliwości, dla mnie te wątpliwości nie zostały wyjaśnione, ani po raporcie MAK-u, ani po raporcie Millera.

Czyli pani w raporcie komisji Millera nie znajduje jasnej odpowiedzi, dlaczego oni zginęli? Dlaczego ten samolot się rozbił?

Nie, ja tam nie znajduję tego. Cały czas mam wątpliwości, co się stało.

Ale to dlatego, że pani nie wierzy, że to jest splot wielu błędów i okoliczności czy to nie zostało dostatecznie dobrze, skrupulatnie wyjaśnione?

Tam był splot wielu rzeczy, które może i doprowadziły do tego wypadku. Natomiast nie do końca rzetelnie zostało to wyjaśnione. Jest masę błędów, na które mimo wszystko komisja powinna była wskazać.

A Państwo Polskie zrobiło, pani zdaniem, wszystko, co mogło, żeby jak najszybciej ustalić przyczyny i powiedzieć, że to była po prostu katastrofa komunikacyjna? Ten samolot się rozbił, zginęli ludzie, ale wiemy, dlaczego?

Ja bym nie chciała się wypowiadać w tych kwestiach, natomiast badanie przyczyn katastrofy samolotu nie trwa pół roku, nie trwa rok i może to też było za szybko. Może była za duża presja w tamtym czasie - i rodzin, i społeczeństwa. Natomiast wydaje mi się, że  społeczeństwo powinno być informowane, ale nie wolno pośpieszać tego. Mimo wszystko zbadanie przyczyn katastrofy musi być bardzo dokładne, rzetelne i teraz mamy to, co mamy.

A kiedy pani słyszy te wszystkie teorie o zamachu, o wybuchu, o trotylu, o sztucznej mgle? Rozważa pani w ogóle takie teorie, czy wtedy wyłącza pani telewizor, nie czyta gazet?

Nie, ja czytam gazety, ja czytam to, co ma do powiedzenia komisja pana Macierewicza, bo wydaje mi się, że oni drążą ten temat. Słucham również wypowiedzi ludzi, którzy znają się na wypadkach lotniczych - specjalistów od wypadków lotniczych - i po prostu porównuję sobie pewne rzeczy. Także ja nie stronię od tego, że słucham tylko i wyłącznie jednej strony, natomiast słucham jednej i drugiej strony, wyciągam wnioski.

Ale dopuszcza pani w ogóle, że to nie była zwykła katastrofa?

Nie chcę mówić, co myślę na ten temat. To jest coś takiego, że serce czasami podpowiada, co mogło się tam wydarzyć.

A myśli pani, czasami o tych ostatnich sekundach życia pani męża?

Myślę i zastanawiam się, czy był świadomy tego, co się stało, co będzie i cały czas odnoszę wrażenie, że on to chyba wiedział, co się stanie. Ciężko...

Pani generałowo, płyną pani łzy po policzkach, jednak czas nie leczy ran, tak jak byśmy chcieli...

Chyba nie. Jeszcze długo nie.