​440 osób, w tym kilkudziesięciu policjantów, zostało poszkodowanych w wyniku piątkowych demonstracji w Bukareszcie - poinformowały w sobotę rumuńskie służby medyczne. Protestujący wzywali do dymisji rządu i zwołania przedterminowych wyborów. Służby medyczne podały, że do szpitala trafiło 65 osób, w tym dziewięciu funkcjonariuszy policyjnych oddziałów prewencji. Media szacują, że w antyrządowych protestach w wielu miastach Rumunii wzięło udział od 30 do 50 tys. osób.

Protest, na który do kraju przyjechały tysiące mieszkających na co dzień za granicą Rumunów, przerodził się w zamieszki w piątek wieczorem. Policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych, by rozproszyć protestujących. Według policji w tłumie byli "prowokatorzy". Niektórzy uczestnicy akcji rzucali w stronę policji kamienie, butelki i bomby dymne. Grupa protestujących próbowała przerwać kordon policyjny, stojący przed rządowym budynkiem.

Prezydent Rumunii Klaus Iohannis, krytyk lewicowego rządu, potępił "brutalną interwencję policyjnych oddziałów prewencyjnych". 

Uczestnicy demonstracji trzymali w rękach m.in. flagi Rumunii i Unii Europejskiej. Słychać było hasła: "Sprawiedliwość, nie korupcja!", "Partia złodziei". Przed budynkiem rządu tłum skandował: "czerwona plaga". 

Jak podaje Politico, powołując się na czerwcowy raport Banku Światowego, za granicą kraju, którego obywatelami jest 19,6 mln osób, mieszka i pracuje od 3 do 5 mln Rumunów. Większość z nich, około 2,6 mln, jest w wieku produkcyjnym, co stanowi ok. 20 proc. zasobów siły roboczej Rumunii.

Emigranci zaznaczają, że opuścili kraj ze względu na korupcję, niskie wynagrodzenie i brak perspektyw. W ubiegłym roku emigranci przesłali do domów w Rumunii ok. 5 mld dolarów.

Większość mieszkających za granicą Rumunów nie popiera rządzącej Partii Socjaldemokratycznej (PSD). Od czasu zwycięstwa PSD w wyborach w 2016 r. Rumuni regularnie organizują protesty, podczas których wypowiadają się przeciwko implementacji przez rząd nowych przepisów, które zdaniem krytyków osłabią walkę z korupcją. Setki tysięcy Rumunów podpisały petycję, w której domagają się wprowadzenia przepisów, które zabraniałyby sprawowania urzędu osobom oskarżonym o korupcję i inne przestępstwa.

Jak zaznacza Reuters, Rumunia plasuje się w czołówce najbardziej skorumpowanych krajów w UE. 

Policja: Użycie przez nas siły było uzasadnione

Rumuńska policja w sobotę oświadczyła, że użycie przez nią siły w czasie piątkowych antyrządowych protestów w Bukareszcie było uzasadnione. 

Rzecznik rumuńskich oddziałów prewencyjnych Marius Militaru poinformował, że 70 osób, w tym 11 policjantów, przewieziono do szpitali. Wcześniej informowano o 65 hospitalizowanych. Dodał, że w stosunku do ośmiu osób policja wniesie zarzuty.

Nie wiadomo, czy wśród poszkodowanych są osoby z obrażeniami zagrażającymi życiu. Militaru zaznaczył, że jedna z funkcjonariuszek została "brutalnie pobita" i możliwe, że ma złamany kręgosłup.

Rzecznik podkreślił, że w piątek wieczorem policjanci otrzymali od biura prefekta polecenie ewakuowania protestujących z placu Zwycięstwa. Dodał, że protest przed budynkami rządowymi trwał już wtedy od kilku godzin. 

Inny rzecznik policji Georgian Enache wskazał, że użycie siły było uzasadnione, ponieważ kilkukrotnie zaapelowano do protestujących o opuszczenie placu. Niektórzy uczestnicy akcji rzucali w stronę policji kamienie, butelki i bomby dymne. Grupa protestujących próbowała przerwać kordon policyjny, stojący przed rządowym budynkiem.

By rozproszyć protestujących, policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych. Według policji, w tłumie byli "prowokatorzy".

Prezydent Rumunii Klaus Iohannis, krytyk lewicowego rządu, potępił "brutalną interwencję policyjnych oddziałów prewencyjnych". Rząd na razie nie skomentował piątkowych zdarzeń.

(ph)