Około 40 osób zostało rannych w poniedziałkowym wybuchu gazu w biurowcu w centrum Pragi. Większość poszkodowanych ma lekkie obrażenia. Wcześniej informowano, że pod gruzami mogą być trzy lub cztery ofiary. Ratownicy nikogo jednak nie odnaleźli. Nie ma także żadnych zgłoszeń o zaginionych.

Przeszukiwanie miejsca wybuchu ma potrwać jeszcze około 48 godzin. Jak dotąd ratownicy z psami tropiącymi nie natrafili jednak na żadne ofiary, które mogłyby być pod gruzami. Według policji, nie znaleziono także śladów materiałów wybuchowych. Czeski premier Petr Neczas wykluczył, że wybuch mógł być aktem terroru.

Do eksplozji doszło w poniedziałek rano w czterokondygnacyjnym budynku przy ulicy Divadelni (Teatralnej) należącego do państwowego przedsiębiorstwa kierowania ruchem lotniczym, które wynajmuje wszystkie pomieszczenia innym firmom. Najwięcej miejsca zajmuje tam galeria sztuki. Po wybuchu jedna ze ścian odchyliła się o pięć centymetrów i musi zostać wzmocniona specjalną podporą. Okoliczne domy mają rozbite okna, ale ich konstrukcje nie zostały uszkodzone. 

Poszkodowani poranieni odłamkami szkła

Wielu z poszkodowanych zostało ranionych odłamkami szkła. Do szpitali przewieziono w sumie około 30 osób. Sześciu rannych to cudzoziemcy - obywatele Kazachstanu, Portugali, Niemiec i Słowacji.

Po wybuchu ewakuowano około 230 ludzi - m.in. z budynków Teatru Narodowego (Narodni Divadlo) oraz z położonych przy równoległym do ulicy Divadelni nadwełtawskim Bulwarze Smetany (Smetanovo Nabrzeżi) - zabytkowych domów, mieszczących historyczną praską kawiarnię "Slavia", wydział filmowy Akademii Muzycznej i instytut dziennikarstwa Uniwersytetu Karola.

Teren wokół miejsca wypadku został zamknięty, przez kilka godzin samochody i tramwaje nie mogły jeździć Bulwarem Smetany i krzyżującą się z nim Aleją Narodową (Narodni Trzida). Kierowcy w śródmieściu utknęli w długich korkach.

(bs)