​W niedzielę 1 lipca do urn wyborczych w Meksyku może pójść nawet 88 milionów osób - tylu jest bowiem zarejestrowanych wyborców. To rekord. Rekordowa jest też liczba polityków zamordowanych od początku kampanii wyborczej. Zabito już 133 osoby, a część ofiar to kandydaci.

Meksykanie oprócz prezydenta wybierają swoich przedstawicieli w parlamencie ogólnokrajowym oraz parlamentach regionalnych, gubernatorów stanów i burmistrzów, w tym stołecznego miasta Meksyk. W sumie do obsadzenia jest ponad 18 tys. mandatów.

Prezydent Enrique Pena Nieto zgodnie z konstytucją nie może ubiegać się o reelekcję. O fotel prezydenta walczą Andres Manuel Lopez Obrador, Ricardo Anaya, Jose Antonio Meade i Jaime Rodriguez. 

Według sondaży największe szanse na zwycięstwo ma Obrador - lewicowiec, przywódca Partii Odrodzenia Narodowego (MORENA). W wyborach prezydenckich startował już dwukrotnie - 2006 i 2012 roku. Drugi w sondażach jest Ricardo Anaya, centroprawicowy kandydat Partii Akcji Narodowej (PAN). Kandydatem formacji obecnie rządzącej Meksykiem - Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej (PRI) jest Jose Antonio Meade. W sondażach zajmuje trzecie miejsce na podium. Czwartą pozycję w przedwyborczych notowaniach ma Jaime Rodriguez - kandydat niezależny.

W wyborach parlamentarnych sondaże dają największe szanse partii MORENA - zarówno w Izbie Deputowanych, jak i w Senacie. Jeśli te przedwyborcze notowania się sprawdzą to Andres Manuel Lopez Obrador i jego partia będą miały niemal pełnię władzy nad krajem.

Wybory odbywają się w tle bijącej rekordy fali przemocy. W 2017 roku w Meksyku zamordowano ponad 25 tysięcy osób. Ta fala wdarła się też do świata polityki - od początku kampanii wyborczej, czyli otwarcia rejestracji kandydatów we wrześniu, zginęło 133 polityków. Większość z nich to lokalni działacze, startujący w rejonach rządzonych przez kartele narkotykowe. Co najmniej 71 proc. ataków było wymierzonych w wybranych wcześniej przedstawicieli władzy lub kandydatów aspirujących do mandatów we władzach lokalnych. Grupy przestępcze nie wahają się przed pozbyciem się polityków, których nie są w stanie kontrolować - mówił w Radiu Formula dyrektor firma badawcza Etellekt, Ruben Salazar. Dla porównania - w czasie poprzednich wyborów w 2012 r. zginęło "tylko" 9 polityków.

(ak)