"Nawet sam Bóg nie zdoła go zatopić" - mówili dumni marynarze o Titanicu, najbardziej luksusowym i największym statku swoich czasów. Teraz, choć od zatonięcia gigantycznego liniowca minęło 100 lat, te słowa wciąż brzmią jak gorzka ironia. W ten weekend przypada rocznica jednej z największych morskich katastrof w dziejach świata. Titanic poszedł na dno w nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku.

Rejs przebiegał bezproblemowo

W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku nic nie zapowiadało tragedii. Titanic płynął już czwarty dzień. Bez problemów pokonał trasę z Southampton do Cherbourg, a potem do Queenstown. Na pełnym morzu był od 11 kwietnia. Choć pogoda nie była najlepsza, a księżyc niemal w nowiu, ocean był spokojny.

Niepokojące były jedynie coraz niższe temperatury. Radiotelegrafiści - gdzieś pomiędzy pozdrowieniami i życzeniami od pasażerów - od kilku dni przesyłali sobie ostrzeżenia o krach i polach lodowych. Te informacje nie wpłynęły jednak na zmianę kursu statku. Zapewne dlatego, że większość z nich nie dotarła do kapitana. Należy zaznaczyć, że przed katastrofą Titanica nie istniały przepisy, które nakazywałyby przekazywać takie depesze na mostek kapitański.

Nie dotarła tam również depesza, która mogła ocalić statek. O godzinie 13:45 statek SS America przesłał Titanicowi ostrzeżenie, że ten płynie prosto na pole lodowe. Z nieznanych przyczyn ta wiadomość nigdy nie trafiła do rąk kapitana.

"Iceberg right ahead!"

Na krótko przed północą marynarze z bocianiego gniazda zobaczyli na tle rozgwieżdżonego nieba ciemny zarys. To właśnie jeden z nich wykrzyknął "Iceberg right ahead!" (góra lodowa na wprost przed nami). Chwilę potem złowieszczy kształt było widać z mostka kapitańskiego. Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Od momentu, gdy przeszkoda "wyskoczyła" na ich drodze do kolizji minęło zaledwie 37 sekund.

Mimo wysiłków marynarzy, góra otarła się o prawą burtę statku. Wbrew plotkom, po zderzeniu nie powstała w kadłubie gigantyczna dziura. Niewielkie uszkodzenia miały łączny prześwit zaledwie1,2 metra kwadratowego. To jednak wystarczyło, by skazać statek na katastrofę. Jak się potem okazało, nie wytrzymały wbijane ręcznie -zamiast maszynowo - nity na dziobie. Poszycie zaczęło się wyginać na zewnątrz. Woda dostała się do pierwszych sześciu przedziałów. A Titanic mógł utrzymać się na wodzie przy tylko czterech zalanych przedziałach.

Dlaczego niebezpieczeństwo zauważono tak późno? Po pierwsze, góra niedawno się przewróciła - była pokryta warstwą soli i nie miała mocnego odblasku lodu. Po drugie, nie wiał wiatr i przy górze nie tworzyły się fale przyboju. Po trzecie, na bocianim gnieździe nie było lornetki. A po czwarte - nie wystawiono obserwatorów na pokładzie, którzy czuwaliby podczas żeglugi przez pola lodowe.

Tuż po zderzeniu prawie nikt nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Większość pasażerów nawet go nie odczuła. Kapitan, cieśla i konstruktor statku wybrali się na oględziny statku. Ich wnioski były przerażające: statek zatonie wciągu ok. 1,5 godziny. Mimo to kapitańskie działania były wyjątkowo opieszałe. Dopiero 30 minut po zderzeniu zaczęto wysyłać sygnał z wołaniem o pomoc, 15 minut potem rozkazano przygotować szalupy, a jeszcze kwadrans później wystrzelono pierwszą białą rakietę. Widziała ją załoga statku Californian, nie ruszyła jednak na pomoc. Być może podejrzewała, że to tylko fajerwerki. Rakiety ostrzegawcze miały wszak kolor czerwony.

Gdy tylko rozpoczęła się ewakuacja, było jasne, że dla niemal połowy pasażerów nie będzie ratunku. Szalup było za mało - mogły pomieścić w sumie najwyżej 1170 osób. O tym jednak wiedziało tylko kilka osób na pokładzie.

Szalupy opuszczały pokład w połowie puste, bo oficerowie nie mieli pojęcia, jaka jest ich ładowność. I tak w pierwszej łodzi ratunkowej, gdzie mogło się zmieścić 65 osób, odpłynęło ich jedynie 28. Pasażerom początkowo nie spieszyło się do opuszczania spokojnego i rozświetlonego statku. Było 45 minut po północy.

Orkiestra grała do końca

Kapitan rozkazał orkiestrze grać, by zapobiec panice. Przerażenie pasażerów dało się zauważyć jednak dopiero między 1 a 2 w nocy - wtedy przechylenie statku było już widać gołym okiem. Dziób całkiem zanurzył się w wodzie, a z wody wynurzyły się śruby okrętowe. Słychać było trzaski i odgłosy gwałtownie przemieszczających się mas stali.

Titanic cały czas wysyłał wołanie o pomoc. Komunikat brzmiał: "Toniemy, potrzebujemy natychmiastowej pomocy". Odpowiedziało na niego kilka statków, ale wszystkie były zbyt daleko. Carpathia, jednostka, która była najbliżej, mogła przypłynąć najszybciej w ciągu 4 godzin. To i tak nie pozwalało przybyć na czas.

Tymczasem statek powoli się rozpadał. Przewrócił się jeden z kominów, a nachylenie pokładu było tak duże, że nieprzymocowane przedmioty i ludzie zaczęli się ześlizgiwać do oceanu. Chwilę potem statek spowiły ciemności - przestał pracować generator prądu. Przewrócił się drugi komin, a stercząca niemal pionowo rufa odłamała się do przedniej części. Ta błyskawicznie poszła na dno, pociągając za sobą tył statku. Wrak osiadł na głębokości ok. 4000 metrów. Była godzina 2:20 w nocy. Rozbitków wzięła na podkład Carpathia, która była na miejscu o godz. 4 nad ranem.

Ofiary

Nie wiadomo, ile dokładnie osób zginęło w katastrofie. Różne źródła podają różne dane. Najprawdopodobniej z prawie 2300 pasażerów i załogi zginęło ponad 1500 osób. Ocalało ok. 730. Utonęli m.in. kapitan, starszy oficer, mechanicy i cała orkiestra. Przeżył katastrofę dyrektor linii Joseph Bruce Ismay, który niepostrzeżenie wsiadł do szalupy, i został powszechnie potępiony za ucieczkę ze statku.

Ten tragiczny bilans to nie tylko skutek małej liczby i złego wykorzystania łodzi. Nie próbowano praktycznie w ogóle ratować osób, które znalazły się w wodzie. Nie pomogły także przepisy o oddzieleniu pasażerów trzeciej klasy o reszty i nadmierna prędkość statku w feralną noc. Śmiertelne żniwo zebrała także panika w trakcie ewakuacji - oficerowie zaczęli strzelać do tłumu, nie mogąc nad nim zapanować.

Statek-legenda

RMS Titanic był brytyjskim transatlantykiem, należącym do towarzystwa okrętowego White Star Line. Miał dwie jednostki siostrzane: Olympic i Gigantic (późniejszy Britannic). Pomysł zbudowania liniowców pojawił się w 1907 roku. Zaprojektowali je architekci Alexander Carlisle, Thomas Andrews i Edward Wilding.

Statki nie miały być rekordowo szybkie, ale pod względem konstrukcyjnym bić na głowę konkurencję. Najszybsze i najbardziej luksusowe statki - Lusitanię i Mauretanię - miała wówczas linia Cunard. Statki White Star Line miały być dłuższe i oferować wygody, jakich jeszcze nie oglądano,.

Głównym projektantem Titanica był Thomas A. Andrews, wieloletni pracownik stoczni Harland & Wolf, gdzie powstał statek. Budowę rozpoczęto 31 marca 1909 r., a wodowanie odbyło się 31 maja 1911 roku. Nie była to wyjątkowo podniosła uroczystość, nie rozbijano nawet butelki szampana o burtę. Nie obeszło się bez tragedii - podczas wodowania zginął robotnik.

Ukończony statek prezentował się bardzo okazale - ogromny, z czterema lekko pochylonymi kominami (ostatni był atrapą) i dwoma smukłymi masztami. Miały one świadczyć o sile i prestiżu jednostki. Titanic wyróżniał się także pod względem technicznym. Dzięki zastosowaniu grodzi wodoszczelnych w razie zderzenia mógł utrzymać się na wodzie przy czterech zalanych przedziałach. Jak się okazało - to nie wystarczyło.

Dziewiczy rejs statku zaplanowano na luty 1912 roku. Terminu nie udało się jednak dotrzymać. Poprawki wprowadzano do ostatniej chwili. Ostatecznie jednak Titanic uchodził za doskonały technicznie, w założeniu bardzo bezpieczny. Błyskawicznie szerzyła się opinia, że liniowiec jest niezatapialny, choć ani konstruktorzy, ani armator nigdy jej nie wygłosili.

Pływający luksus

Titanic był statkiem niewiarygodnie luksusowym. Na ośmiu pokładach pasażerowie mieli do dyspozycji liczne salony, kawiarnie, pływalnię, siłownię, fryzjera, łaźnię turecką, a nawet ciemnię fotograficzną. Zamontowano tam również cztery windy, co było prawdziwą nowinką techniczną. Jednak wizytówką splendoru statku była wielka klatka schodowa pierwszej klasy. W jej sklepieniu znajdował się wielki świetlik z białego szkła. W dzień przedostawało się przez niego światło dzienne, wieczorem był podświetlony gigantycznym kryształowym żyrandolem.

Również kabiny pasażerskie urządzono z ogromnym przepychem. Były to nie tylko zwykłe kajuty, ale luksusowe apartamenty, urządzone w wielu stylach - np. renesansowym czy imperialnym. Co ciekawe, luksusy były dla linii znacznie ważniejszy niż bezpieczeństwo. Podobno o liczbie szalup dyskutowano przez kwadrans, podczas gdy rozmowa o ornamentyce dywanów w pierwszej klasie trwała godzinę. Przepadł wówczas wniosek o zainstalowanie dodatkowego rzędu łodzi ratunkowych - uznano, że... zaśmiecałyby one pokład.

Doświadczony kapitan

Kapitanem Titanica został 62-letni Edward John Smith. Rejs miał być ostatnim przed jego przejściem na emeryturę. Miał za sobą wspaniałą karierę i ogromne doświadczenie w pływaniu dużymi jednostkami. W czasie 26 lat przepłynął prawie 2 miliony mil morskich. Przez cały ten czas nie przydarzył mu się żaden wypadek statku.

Nie potrafię sobie wyobrazić warunków, które mogłyby spowodować zatonięcie tego statku, ani żadnego rzeczywiście poważnego wypadku, jaki mógłby mu się przytrafić - mówił o Titanicu. Zginął w katastrofie.

Kłopoty z wypłynięciem

Dzień przed wypłynięciem w jednej z kotłowni statku zapalił się skład węgla. Pożar uszkodził gródź wodoszczelną. Zniszczenia zasmarowano olejem i zamaskowano. Informację tę trzymano w ścisłej tajemnicy - obawiano się utraty pasażerów.

Titanic wyruszył w dziewiczy rejs w południe 10 kwietnia 1912 roku z Southampton. Chwilę po wypłynięciu o mały włos nie zderzył się z innym, mniejszym statkiem, New York, który zerwał się z cum. Niektórzy pasażerowie uznali to za zły znak i wysiedli w Queenstown. Część osób przestraszyła się żartu mechanika, który pokazał im się umorusany pyłem. Ci również zrezygnowali z rejsu do Nowego Jorku. Ta decyzja prawdopodobnie uratowała im życie. Zostali więc na brzegu, patrząc, jak Titanic płynie w swój pierwszy i - jak się okazało - ostatni rejs.

Wrak odnaleziono po 73 latach

Wrak statku znaleziono w 1985 roku na głębokości 3800 metrów. Natomiast jego wnętrze zbadano w połowie lat 90. XX wieku. Jak się okazało, było ono w doskonałym stanie, prawdopodobnie dzięki dużej ilości ołowiu i rodzajowi farby, którą pomalowano drewno. Z dnia na dzień niszczeje natomiast zewnętrzna część statku, którą niszczą bakterie, powodujące korozję stali. Szczątki statku leżą w promieniu kilkuset metrów.

Odkrywca Titanica, dr Robert Ballard, był głęboko przekonany, że wrak powinno się zostawić w spokoju jako mogiłę. Dlatego nie zabrał nic ze statku, lecz zostawił na nim tablicę upamiętniającą ofiary tragedii. W świetle prawa morskiego nie zagwarantował sobie prawa do własności. Dlatego szczątki mogli eksplorować inni badacze. A te ekspedycje przyczyniały się do niszczenia statku. W dodatku wiele osób zabiera sobie "pamiątki" z podmorskich wypraw.

Od 1994 roku RMS Titanic Inc. ma prawa własności i eksploatacji wraku, może go dzięki temu chronić. Mimo to Amerykańska Narodowa Służba Oceaniczna i Meteorologiczna ocenia, że kadłub może rozpaść się całkowicie w ciągu następnych pięćdziesięciu lat.

na podst. Wikipedii