Cztery lata po ogłoszeniu reformy państwo bada, czy sześciolatki są zdolne chodzić do szkoły - ustaliła "Rzeczpospolita". Prowadzący badania Instytut Badań Edukacyjnych, nadzorowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, wykluczył jednak z ankiet dzieci, które z różnych przyczyn nie nadążają za rówieśnikami i mają orzeczenie o wczesnym wspomaganiu rozwoju. A przecież takie dzieci nie są zwolnione z obowiązku szkolnego.

Według ekspertów, problem dotyczy nawet co dziesiątego ucznia.

Przede wszystkim mamy tu do czynienia z dyskryminacją. Po drugie, pojawia się pytanie o to, jak są wydatkowane publiczne pieniądze. Zastanawiam się, czy nie powinien zająć się tym prokurator - mówi była minister edukacji Krystyna Łybacka, odnosząc się nie tylko do spóźnienia badania, ale i jego wysokiego kosztu (to 3,9 mln zł).

Według IBE, badania posłużą opracowaniu wniosków i wytycznych dla reformy systemu oświaty, "w tym obniżenia wieku, od którego dzieci podlegają obowiązkowi szkolnemu". Tyle że obniżenie wieku szkolnego ogłoszono już w 2008 roku. Wtedy decyzję tę uzasadniano doświadczeniami europejskimi i chęcią wcześniejszego wprowadzenia młodzieży na rynek pracy.