​Zwolennicy KOD, którzy w nocy z piątku na sobotę kontynuowali protest pod Sejmem przeszli w marszu wokół sejmowych gmachów. Wcześniej zablokowali wyjścia z Sejmu uniemożliwiając posłom wyjazd samochodami. Kilkadziesiąt osób wciąż jest przed Sejmem.

​Zwolennicy KOD, którzy w nocy z piątku na sobotę kontynuowali protest pod Sejmem przeszli w marszu wokół sejmowych gmachów. Wcześniej zablokowali wyjścia z Sejmu uniemożliwiając posłom wyjazd samochodami. Kilkadziesiąt osób wciąż jest przed Sejmem.
Tadeusz Cymański wśród protestujących /Bartłomiej Zborowski /PAP

Na czele marszu szedł lider KOD Mateusz Kijowski. Byli też politycy sejmowej opozycji a także przedstawiciele Partii Razem. Protestujący skandowali m.in.: wolne media, konstytucja.

Sejm został zerwany, tak jak warchołowie zerwali Sejmy szlacheckie - mówił do protestujących Mateusz Kijowski. Wskazywał też, że w piątek protesty odbywały się nie tylko w Warszawie, ale i w innych miastach Polski. Cała Polska sprzeciwia się temu bezprawiu - mówił.

Nie ulegniemy, nie odejdziemy stąd. Będziemy tutaj protestować tak długo aż się poddadzą - podkreślił Kijowski.

Przed wyjazdem polityków z Sejmu policja zaapelowała do protestujących, aby rozeszli się do domów. Apelował o to również Kijowski.

Funkcjonariusze ostrzegli, że w razie potrzeby "użyją środków przymusu bezpośredniego".

Protesty odbyły się także przed budynkiem ambasady polskiej w Stanach Zjednoczonych.

Kilkadziesiąt osób wciąż jest przed Sejmem. 

Gazu łzawiącego nie było

Podczas protestów pojawiła się informacja, jakoby policja użyła gazu łzawiącego wobec demonstrantów. Stołeczni funkcjonariusze dementują. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Michałem Dobrołowiczem rzecznik warszawskiej policji Mariusz Mrozek powiedział, że użyto "wyłącznie siły fizycznej w stosunku do osób, które przede wszystkim zagrażały własnemu bezpieczeństwu wbiegając przed samochody wyjeżdżające z parlamentu. Te osoby zostały usunięte z jezdni".

Nikt nie został zatrzymany. Później będziemy zbierać materiał dowodowy i w stosunku do osób, które naruszyły prawo, będą wyciągane konsekwencje, sprawy będą kierowane do sądu - dodał Mrozek.

"W milczeniu i we wstydzie"

Politycy PiS w milczeniu, we wstydzie i przy zgaszonych światłach opuścili mury Sejmu - mówili dziennikarzom w Sejmie posłowie PO i Nowoczesnej. 

To co dziś widzieliśmy, że użyto gazów łzawiących, żeby tylko prezes Jarosław Kaczyński mógł wyjechać z Sejmu uważamy, że są to rzeczy niedopuszczalne - powiedział dziennikarzom w Sejmie poseł Nowoczesnej Jerzy Meysztowicz.

W jego ocenie w piątek suweren przemówił. PiS zawsze powoływało się na to, że suweren ich wybrał, że słuchał suwerena, słuchał ludzi. Dzisiaj suweren powiedział jak traktuje działania PiS - mówił Meysztowicz.

Wtórował mu poseł PO Arkadiusz Myrcha, który stwierdził, że "Jarosław Kaczyński nie cofnie się przed niczym".

Posłowie opozycji dopytywani przez dziennikarzy czy politycy PiS coś mówili po spotkaniu prezesa Kaczyńskiego z premier Beatą Szydło z innymi politykami tej partii stwierdzili: Nic, unikali jakichkolwiek odpowiedzi. Nie odpowiadali na żadne pytania, na żadne zarzuty. W milczeniu, we wstydzie, przy zgaszonych światłach opuścili mury Sejmu - powiedział Myrcha.

Myrcha relacjonował też dziennikarzom, że gdy politycy PiS opuszczali gmach Sejmu, poseł Marek Suski (PiS) potknął się. Jak dodał, "doszło do tego pod naporem osób, które tam stały". Osób ze strony straży marszałkowskiej i innych osób zabezpieczających posłów PiS - dodał. Według Myrchy tych osób było dość dużo, zdecydowanie więcej niż posłów opozycji czekających na ich wyjście (pod gabinetem marszałka).

To był przypadek, że pod naporem tego wszystkiego poseł Suski się potknął. Od razu każdy pomógł mu wstać - zapewnił Myrcha.

W piątek po północy w sali posiedzeń Sejmu wciąż przebywała grupa posłów opozycji. Straż marszałkowska zamknęła galerię sejmową. Poproszono także dziennikarzy, aby opuścili Sejm, argumentując, że jest sobota, dzień wolny a Sejm zakończył pracę.

Za dziennikarzami ujęli się posłowie m.in. z PO. W Sejmie jest nadal kilkudziesięciu posłów, Sejm nadal pracuje, nie ma powodu by dziennikarze wychodzili - podkreśliła była premier Ewa Kopacz.

Mównica zablokowana, budżet przegłosowany

Wszystko zaczęło się od wykluczenia z obrad przez marszałka Kuchcińskiego posła PO Michała Szczerbę. Polityk wyszedł na mównicę, wywiesił kartkę z napisałem "Wolne media w Sejmie" i zaczął przemawiać. Marszałek Sejmu kilka razy przywoływał Szczerbę do porządku. Gdy ten nie chciał opuścić mównicy, Kuchciński wykluczył go z obrad i poprosił o opuszczenie sali.

Posłowie opozycji w proteście przeciwko wykluczeniu posła Szczerby przez kilka godzin blokowali sejmową mównicę, tym samym uniemożliwiając przegłosowanie przyszłorocznego budżetu.

Prawo i Sprawiedliwość oraz członkowie rządu opuścili salę obrad Sejmu i przeszli do Sali Kolumnowej, by głosować za przyszłorocznym budżetem. Wraz z nimi głosowali także członkowie klubu parlamentarnego Kukiz’15.

Podczas głosowania w Sali Kolumnowej Sejm przyjął także tzw. ustawę dezubekizacyjną. 

(az)