Kompania Węglowa może ograniczyć przyjęcia nowych pracowników z powodu katastrofy budowlanej w kopalni „Szczygłowice”. Nad ranem zawaliła się tam wieża szybowa, stacja wentylatorów i rozdzielnia wysokiego napięcia. Trzeba było ewakuować kilkuset górników, także z pobliskiej kopalni "Knurów". Na szczęście nikomu nic się nie stało.

W tym roku największa w Europie spółka węglowa planowała zatrudnić 7,5 tysiąca osób. Ale po dzisiejszej katastrofie plany te ulegną zmianie; tak duża liczba pracowników będzie po prostu niepotrzebna.

Wszystko dlatego, że dwie kopalnie obsługiwane przez zawalony szyb nie wydobywają węgla. Wprawdzie jeszcze dziś uruchomiona zastanie jedna ze ścian, ale i tak skutki katastrofy obie kopalnie będą odczuwać przez co najmniej półtora roku - tyle ma trwać budowa nowego szybu.

Średnie dobowe wydobycie węgla ma spaść o 8 tysięcy ton. Władze Kompanii Węglowej rozważają więc przeniesienie części załogi do innych kopalń. W związku ze zmianami górnicy obawiają się o swoje pensje. Władze spółki zapewniają jednak, że zatrudnieni w kopalniach „Szczygłowice” i „Knurów” finansowo nie odczują wstrzymania wydobycia.

Stan techniczny szybu był zły, władze Kompanii Węglowej o tym wiedziały

Już na początku zeszłego tygodnia władze Kompanii Węglowej w Knurowie wiedziały o złym stanie technicznym szybu. Upierają się jednak, że nie zagrażało to bezpieczeństwu górników. Twierdzą, że stan szybu był od ponad tygodnia ciągle monitorowany, zarówno na powierzchni przez wskaźniki geodezyjne jak i pod ziemią. Od 26, czyli od momentu, kiedy stwierdzono taką sytuację, codziennie, raz na dobę była prowadzona kontrola przy użyciu zespołu sześciu kamer - mówił prezes Kompanii Węglowej Mirosław Kugiel.

W zeszłym tygodniu powołano specjalny zespół, który zajmował się problemem. Wyłoniono firmę, która przygotowała plan prac zabezpieczających szyb. Roboty miały się rozpocząć za dwa dni. Na potwierdzenie tych słów prezes Kompanii Węglowej pokazał dziennikarzom plik dokumentów. Wynika z nich jasno, że o zagrożeniu wszyscy wiedzieli. Jednak z pracami po prostu się spóźnili.

Jak ustalił reporter RMF FM, to prawdopodobnie pierwsza w historii polskiego górnictwa katastrofa na powierzchni, która wiąże się z zagrożeniem pod ziemią.

"Szczygłowice" to kopalnia o dużym zagrożeniu metanowym. Główny szyb wentylacyjny został dziś uszkodzony, a to oznacza mniej powietrza na dole i więcej wybuchowego metanu. Aby zagrożenie zmniejszyć – jak tłumaczyła reporterowi RMF FM Edyta Tomaszewska, rzecznik Wyższego Urzędu Górniczego - konieczne jest przekierowanie powietrza na inne szyby wentylacyjne. Trzeba będzie wybudować specjalne tamy, około 18 - żeby zablokować dopływ metanu, a świeże powietrze przekierować na inne szyby wentylacyjne – wyjaśnia.

Specjaliści w tej chwili zastanawiają się, gdzie trzeba będzie postawić takie podziemne tamy. To bardzo skomplikowana operacja, dlatego na fazie nie wiadomo, jak długo potrwa przewietrzanie kopalni. Z górnikiem z kopalni Szczygłowice rozmawiał reporter RMF FM Tomasz Bandura:

Kopalnia "Szczygłowice" jest połączona z kopalnią "Knurów". Ten drugi zakład korzysta z tego samego szybu wentylacyjnego, dlatego także stamtąd ewakuowano pracowników - ponad 90 osób.

Wstrzymano ruch pociągów w pobliżu kopalni

Po katastrofie całkowicie zamknięto fragment linii kolejowej biegnącej w pobliżu kopalni. Wszystkie pociągi muszą korzystać z objazdów. W samym torowisku uszkodzeń nie ma, ale niebezpieczne pęknięcia w ziemi, które powstały po katastrofie, są już widoczne w miejscu, gdzie zaczyna się kolejowy nasyp. Dlatego ten odcinek całkowicie zamknięto, a to ważna dla transportu towarowego linia łącząca Rybnicki Okręg Węglowy z resztą kraju.

Zamknięto ją do czasu, kiedy będzie absolutna pewność, że grunt w tym miejscu przestał osiadać. Kolejarze nie wykluczają także konieczności przeprowadzenia specjalistycznej analizy kilka metrów głębiej w ziemi. Chodzi o sprawdzenie czy aby tam także nie powstają niebezpieczne szczeliny.