Zagrożony zawaleniem pawilon numer dwa łódzkiego szpitala imienia Korczaka, z którego w czwartek ewakuowano dzieci - nie został zamknięty. Nadal są tam nieliczni pracownicy, którzy pilnują sprzętu medycznego, a wejście do budynku nie jest zagrodzone.

Pawilon jest ogrodzony taśmą, ale na wysokości drzwi nie ma nawet takiej ochrony. Nie ma też żadnej tabliczki informacyjnej, że budynek grozi zawaleniem. W środku zionie pustką:

Właściciel terenu i budynków szpitala Koraczka – Urząd Marszłkowski na razie nie przewiduje dodatkowych funduszy na cząstkowy remont pawilonów. Zdaniem rzecznika urzędu Marcina Nowickiego, budynki są zabezpieczone: Nie mamy sygnałów, że coś jest z tym nie tak. Zobaczymy w przyszłości, jaki będzie los tych budynków.

Dotąd urząd przekazał dwa miliony złotych na rewitalizację budynku frontowego i 250 tysięcy złotych na ekspertyzy techniczne pozostałych pawilonów. Dalszy los budynków będzie zależał od szczegółowych badań technicznych i wyceny kosztów remontu. Tymczasem, jak dowiedziała się nieoficjaonie reporterka RMF FM Agieszka Wyderka, na funkcjonującym oddzialen obserwacyjno-izolacyjnym jest pełne obłożenie miejsc.