Zadecydowały we własnym gronie o strajku, a teraz dyrekcja chce od nich milion złotych odszkodowania. Chodzi o wrześniowy strajk pielęgniarek w łódzkim szpitalu imienia Barlickiego. Gdy w zeszłym tygodniu prokuratura zakwestionowała legalność protestu - dyrektor placówki zapowiedział, że wystawi strajkującym rachunek za straty.

Chodzi o to, że referendum na temat strajku przeprowadzono tylko wśród pielęgniarek, a nie całej załogi. Pielęgniarki nie zgadzają się z tym i tłumaczą, że referendum w sprawie strajku poparła większość sióstr pracujących w szpitalu: Dokładnie według tego samego schematu strajkowali lekarze i nikt im do tej pory krzywdy nie zrobił. Z tego, co pan dyrektor nam mówił, dużo większe straty ich strajk przyniósł, bo ponad 5 milionów.

Zdaniem pielęgniarek odszkodowanie to próba zastraszenia, kara i chęć zemsty: To, że chciałyśmy podwyżek, to nie jest nic złego. Po stronie pielęgniarek stają też pacjenci: To chyba jakiś absurd. Prędzej dyrektor się zmieni niż wywalczy jakieś odszkodowanie dla szpitala. Dlaczego jedni mogą o swoje prawa walczyć, a inni nie?

Dyrektor szpitala jest na urlopie. Jak usłyszała w sekretariacie reporterka RMF FM Agnieszka Wyderka, profesor Kuna nie będzie wypowiadał się na ten temat, dopóki prokuratura nie przekaże dokumentów i oficjalnego stanowiska.