Policja ustaliła miejsce pobytu ks. Wojciecha Gila i ku zdumieniu wielu - na tym poprzestała. Oskarżany o molestowanie nieletnich na Dominikanie duchowny nie tylko nie został zatrzymany, ale nawet przesłuchany. Choć trudno w to uwierzyć, ten stan może potrwać jeszcze wiele miesięcy.

Informacja, że oskarżany na Dominikanie o pedofilię ksiądz przebywa u rodziców w Małopolsce trafiła do Interpolu. Żadna ze służb ochrony prawa w Polsce nie ma jednak na razie żadnych podstaw do jego zatrzymania.

Warszawska prokuratura, która prowadzi śledztwo na podstawie zawiadomienia z Dominikany, nie zatrzymuje ani nie przesłuchuje księdza z oczywistego powodu: poza jednostronicową informacją o tym, że na Karaibach toczy się przeciw niemu śledztwo w sprawie molestowania nieletnich - nie ma żadnego materiału dowodowego. Zwróciła się dopiero w tej sprawie do prokuratury na Dominikanie. Odpowiedź dotąd jednak nie nadeszła.

Nie mając dowodów ani zeznań świadków i poszkodowanych, prokuratura nie może wstępnego śledztwa "w sprawie" przekształcić w śledztwo przeciwko komukolwiek. A przesłuchanie samego ks. Gila nie wchodzi na razie z oczywistego powodu - dokument z Dominikany wskazuje, że może on być podejrzanym, a podejrzanych przesłuchuje się na końcu śledztwa. Także dlatego, że jako podejrzani mają prawo kłamać, a jako świadkowie - obowiązek mówienia prawdy. Takie prawo.

Sam materiał dowodowy, jeśli władze Dominikany prześlą go do Polski, może się okazać na tyle obszerny, że jego tłumaczenie zajmie kilka tygodni. Doświadczenie śledztwa smoleńskiego, którego dokumenty trafiają do prokuratury w tym trybie wskazuje, że może to zająć całe miesiące, także z uwagi na specyfikę języka używanego na Haiti.

Dokumenty wędrują zresztą z daleka i szczególną drogą; Polska nie ma placówki dyplomatycznej na Dominikanie, korespondencja trafia więc do Polski przez ambasadę w Bogocie w Kolumbii. Zeznania świadków nadesłane z Dominikany raczej polskim prokuratorom nie wystarczą. Inna procedura, inny system prawny... potrzebne więc będą dodatkowe przesłuchania poszkodowanych i świadków. To zaś kolejny problem.

W polskiej procedurze karnej małoletnie ofiary przestępstw seksualnych mogą być przesłuchiwane tylko w specjalnych warunkach. Nie chodzi tylko o tzw. "niebieski pokój", czyli przyjazne pomieszczenie np. z zabawkami. Chodzi też o warunki bardziej formalne: przesłuchanie takiej ofiary przestępstwa powinno się odbywać tylko raz, w obecności rodziców bądź opiekunów, znającego materiał dowodowy w sprawie biegłego sądowego oraz sądu. Do tego niezbędny jest także biegły tłumacz.

Wszystko to razem oznaczać może konieczność wyekspediowania z Polski na drugą półkulę pokaźnego grona osób, oczywiście dopiero po zapoznaniu się przez nie z tym, co prześlą do Polski władze Dominikany.

Ksiądz Gil w tym czasie nie będzie zapewne niepokojony. Ewentualne postawienie mu zarzutów w Polsce nastąpi bowiem dopiero po przeprowadzeniu tych wszystkich czynności, a więc za wiele, wiele miesięcy.

Poinformowana o miejscu pobytu ściganego przez siebie ks. Gila Dominikana prawdopodobnie zwróci się w tym czasie do Polski o wydanie jej podejrzanego. Polska zaś odmówi, bo po pierwsze - nie mamy z Dominikaną podpisanej umowy o ekstradycji, a po drugie - art. 55 Konstytucji zakazuje Polsce ekstradycji polskich obywateli. Paradoksalnie zaś dodatkowym argumentem za odmową wydania księdza Dominikanie może być... toczące się w Polsce śledztwo, oparte o materiały z tejże Dominikany.

Opisanego powyżej proceduralnego galimatiasu dałoby się ominąć jedynie w wypadku uzasadnionego podejrzenia, że ks. Gil dopuszczał się przestępstw także w Polsce. Na to jednak, na razie, żadnych dowodów nie ma.