Komisja Europejska będzie mediować między Bratysławą a Warszawą w sprawie mleka w proszku, do którego mogła trafić trutka na szczury - dowiedziała się nieoficjalnie dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon. Słowacki rząd poskarżył się Brukseli na Polskę za "powtarzające się skandale z żywnością". Zarzucił też Warszawie nieskuteczne kontrole sanitarne i coraz gorszą jakość żywności.

Bruksela w najbliższych dniach zorganizuje specjalne spotkanie polskich i słowackich władz sanitarnych, by doprowadzić do zgody. Komisja broni Polski. Polska zrobiła to, co do niej należało, gdy pojawia się problem sanitarny - powiedział dziennikarce RMF FM rzecznik Komisji Europejskiej Frederic Vincent. Chodzi o uruchomienie w piątek 18 stycznia Unijnego Systemu Wczesnego Ostrzegania (RAFSS), dzięki czemu o problemie poinformowane są wszystkie państwa członkowskie Unii.

Jak ujawnił rzecznik KE, podejrzane produkty - poza Słowacją - trafiły także do Czech, Niemiec i na Łotwę. Jeden z urzędników Komisji powiedział dziennikarce RMF FM, że kraje Europy Środkowej ostatnio skarżą się na siebie, jakby chciały być "prymusem w klasie", a prawda jest taka, że tego typu problemy zdarzają się wszędzie. Ważne jest, jak się je rozwiązuje - powiedział urzędnik.

Rząd Słowacji zaapelował o kontrolę polskiej żywności


Słowackie Ministerstwo Rolnictwa wystąpiło w środę do Komisji Europejskiej o przeanalizowanie mechanizmów kontroli polskich produktów rolniczych i spożywczych dostarczanych na unijny rynek.

Jesteśmy świadomi faktu, że jako państwo członkowskie UE nie możemy podejmować jednostronnego działania w formie zakazu wszelkiego importu polskich produktów rolnych i artykułów spożywczych, ale powtarzające się skandale z polską żywnością dają nam prawo do założenia, że oficjalne kontrole w Polsce nie są wystarczająco systematyczne, stanowcze bądź skuteczne - cytuje agencja TASR fragment listu słowackiego ministra rolnictwa do KE.

Bezpośrednią przyczyną interwencji w Komisji Europejskiej stała się sprawa zanieczyszczonego mleka w proszku z okręgowej spółdzielni mleczarskiej "Rokitnianki" w Szczekocinach, wykorzystanego do produkcji słodyczy w spółce "Magnolia". W Polsce postępowanie w tej sprawie trwa od kilku dni.

Słowacja, która od wielu miesięcy importowała polskie rurki nadziewane kremem kakaowym, śmietankowym i wafle przekładane kremem, jest zaniepokojona przedłużającym się śledztwem. Podobne zaniepokojenie wyrazili wcześniej przedstawiciele sąsiednich Czech i Węgier.

Sąsiad znów się martwi


Słowacja już wielokrotnie ostrzegała przed skażonymi produktami spożywczymi i rolnymi z Polski, które dostały się na tamtejszy rynek. W 2012 roku Słowacy dowiedzieli się, że w sprowadzanych masowo do supermarketów polskich produktach znajdowała się sól techniczna. Jozef Biresz, ówczesny szef Państwowej Służby Weterynaryjnej i Sanitarnej, nie wykluczył wówczas zakazu importu polskiej żywności, w której "mogły znajdować się metale ciężkie - ołów, rtęć, kadm i arsen". Słowacy zaczęli natomiast wyrzucać do kosza polską żywność.

W 2011 roku 20 ton opakowań kurzych piersi sprowadzonych przez Słowację z Polski okazało się skażonych salmonellą. "Mięso drobiowe z posmakiem salmonelli" - jak nazwał je ówczesny minister rolnictwa - trafiło do kilkuset supermarketów na terenie kraju.

Kilka lat wcześniej rozpętała się awantura o polskie warzywa i ziemniaki, które - zdaniem Słowaków - nie spełniały norm jakości. "Polska służba fitosanitarna zobowiązała się wobec Brukseli, że będzie monitorować eksport ziemniaków, ale Polacy nie respektują tego zobowiązania" - podsumował incydent dziennik "Hospodarske Noviny".