Michał Gruszczyński, ps. "Grucha", podejrzany o zabójstwo dwóch braci z Wołomina nie żyje. Mężczyzna został zastrzelony na warszawskiej Pradze podczas policyjnej obławy. Miał przy sobie broń i kostkę trotylu z zapalnikiem. Gdy chciał ich użyć, policja odpowiedziała ogniem.

Wydarzenia, które rozegrały się we wtorek o godzinie 16:30 przy stołecznym Rondzie Wiatraczna można porównać do akcji w Magdalence. Policjanci próbowali zatrzymać Gruszczyńskiego, w rejonie ulicy Nasielskiej. Gdy ten próbował wyciągnąć broń, policjanci odpowiedzieli ogniem.

Jak dowiedział się reporter RMF FM Romana Osica, Centralne Biuro Śledcze namierzyło Gruszczyńskiego już we wtorek rano, jednak akcja zatrzymania nie udała się, ponieważ "Grucha" uciekł policjantom. Udało się dopiero za kolejnym podejściem. Posłuchaj relacji reporterki RMF FM Agnieszki Burzyńskiej:

Zdaniem ministra spraw wewnętrznych Janusza Kaczmarka, do strzelaniny musiało dojść, ponieważ nie było innego wyjścia: Do policji dotarła informacja, że przebywa w tej okolicy i jest możliwość zatrzymania go. Mógł się przemieścić do miejsc jeszcze bardziej ruchliwych, do mieszkań, sklepów, pawilonów, handlowych.

Według ministra policjanci nie popełnili żadnych błędów. Kiedy tylko otrzymali informację, że Gruszczyński przebywa w tym miejscu, próbowali go zatrzymać. Pierwsze strzałyk, jakie oddali, były ostrzegawcze.

Gruszczyński był poszukiwany od ponad dwóch tygodni - od czasu pierwszego morderstwa. Akcja poszukiwania na szerszą skalę trwała od soboty, kiedy to na wołomińskim cmentarzu zginął drugi z braci Cz.

W poniedziałek zatrzymany został Jan Z. ps. "Cygan". To od niego Michał Gruszczyński miał otrzymać broń, z której zastrzelił braci Cz. To on również w dniu pierwszego zabójstwa miał podwieźć „Gruchę” pod pub, gdzie dokonano zbrodni.

Przypomnijmy. 21-letni Dariusz Cz., został zastrzelony pod koniec lutego w pubie w Wołominie. Drugi, 29-letni Robert Cz., zginął w sobotę od strzału w głowę na tamtejszym cmentarzu.