Komisji śledczej nie udało się przesłuchać Włodzimierza Cimoszewicza i dlatego złoży wniosek do Sądu Okręgowego w Warszawie o ukaranie go karą porządkową za samowolne opuszczenie posiedzenia. Marszałek Sejmu wyszedł z przesłuchania, oskarżając śledczych o stronniczość.

Wystąpienie Włodzimierza Cimoszewicza było bardzo starannie przeprowadzonym nokautem. Niedoszły świadek przez około 20 minut przedstawiał wnioski formalne. Zaczął od żądania wyłączenia z prowadzenia przesłuchania posła Giertycha – ale to nie wywołało jeszcze zdziwienia.

Następne wnioski dotyczyły Antoniego Macierewicza i Zbigniewa Wassermanna. Jednak gdy Cimoszewicz zaczął domagać się wyłączenia z przesłuchania wszystkich śledczych – łącznie z samym przewodniczącym Aumillerem, z wyjątkiem Zbigniewa Witaszka, posłowie byli wyraźnie zaskoczeni.

To jednak nie koniec zdziwień. Cytując przepisy, marszałek dowiódł, że w sytuacji, gdy do głosowania nad wyłączeniem posłów może głosować zaledwie jeden poseł - w tym wypadku jedyny, który uniknął wniosku o wykluczenie, a mianowicie poseł Witaszek - wówczas decyzję o dalszych działaniach musi podjąć prezydium Sejmu. W jego skład wchodzi zaś sam marszałek, a także jego zastępcy. Stwierdził, że czeka na wniosek przewodniczącego komisji, po czym złożył śledczym życzenia udanego weekendowego wypoczynku i opuścił Salę Kolumnową.

Na zwołanej po niedoszłym przesłuchaniu konferencji prasowej stwierdził, że samo wezwanie go przed komisję śledczą do spraw PKN Orlen „nosi znamiona bezprawia”.

Po przerwie, jaką zarządzono w obradach komisji, jej eksperci orzekli, że posłowie mogą przegłosować kolejne wnioski, dotyczące wyłączenia posłów z przesłuchania świadka. Nie biorą jedynie udziału w głosowaniu wniosku, dotyczącego jego osoby. Dodali też, że świadek nie może bez zezwolenia komisji opuścić jej posiedzenia.

Śledczy podjęli głosowanie przedstawionych przez Cimoszewicza wniosków. Żadnego z nich nie przyjęli. Potem ponownie zdecydowali o wezwaniu Włodzimierza Cimoszewicza do stawienia się przed komisją 26 lipca. Nie wiadomo, czy ta informacja w ogóle do marszałka dotarła – Włodzimierz Cimoszewicz od razu pojechał do Hajnówki. Śledczy zadecydowali o złożeniu wniosku do sądu o ukaranie Cimoszewicza karą. Jej maksymalna wysokość może wynieść 3 tysiące złotych.

Żaden z członków komisji, mimo widocznego podczas wystąpienia Włodzimierza Cimoszewicza osłupienia, nie czuł się jednak znokautowany. Uciekł, bo się nas bał - mówią niektórzy śledczy. Więcej było w tym buty i zuchwałości niż strachu - uważają inni. W wypowiedziach śledczych przewijała się kwestia złamania prawa przez Cimoszewicza. Posłuchaj relacji Tomasza Skorego: