Ministerstwo Sprawiedliwości chciało jak najszybciej zakończyć śledztwo w sprawie Rywina i dlatego nie wykorzystało zebranych w czasie śledztwa materiałów, na podstawie których można było postawić zarzuty nie tylko Rywinowi, ale także innym osobom, w tym prezesowi TVP – twierdzi „Życie Warszawy”.

Prokuratorzy zarzucili manipulację i efekciarstwo "Życiu Warszawy", które napisało, że Wanda Marciniak z zespołu prowadzącego śledztwo przeciw Rywinowi, odeszła z prokuratury na znak protestu przeciwko temu, że zarzutów nie postawiono Kwiatkowskiemu. Prokurator Generalny oświadczył, że informacje gazety są niesprawiedliwe i niezgodne z faktami. Zapewnił, że wszelkie merytoryczne decyzje, dotyczące losów śledztwa przeciw Rywinowi, podejmowali suwerennie prokuratorzy prowadzący to postępowanie.

Byłem w tej sprawie świadkiem i postanowiłem w ogóle nie wypowiadać się na ten temat (...), ale jest jakaś granica - powiedział minister Kurczuk. Zapewnił przy tym, że osobiście nie nadzorował śledztwa ws. Rywina i od razu ten nadzór przekazał - początkowo - Prokuratorowi Krajowemu Karolowi Napierskiemu, a potem swemu nowemu zastępcy, Kazimierzowi Olejnikowi.

Według osób nadzorujących postępowanie, żaden prokuratur nigdy nie chciał stawiać zarzutów Robertowi Kwiatkowskiemu. Katarzyna Kwiatkowska, która prowadziła to śledztwo, podkreśla, że nie było wystarczających dowodów na winę prezesa TVP.

Prokuratorzy jak jeden mąż deklarują, że są gotowi stawić się przed komisją śledczą – czego chcą posłowie - i powtórzyć całą tą argumentację. Jest jednak jedno „ale”. Każdy prowadzący śledztwo, który pojawi się w Sejmie i złoży zeznanie, będzie musiał zrezygnować z dalszego udziału w badaniu sprawy Rywina.

06:45