"Dlaczego Wielka Brytania miałaby dawać cokolwiek Polsce? Dlaczego miałbym dać wam pieniądze na nową linię metra w Warszawie? Dlaczego nie pomagać Afryce albo Indiom? Ja nie chcę być w Unii z Polską" – mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Nigel Farage, eurodeputowany, przewodniczący brytyjskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa UKIP. Główny adwersarz premiera Davida Camerona podkreśla też, że nie podoba mu się to, że 42 tys. dzieci mieszkających w Warszawie otrzymuje brytyjskie zasiłki. "Przepraszam bardzo, ale to nie ma sensu!"

Zobacz również:

Krzysztof Berenda: Czy uważa pan, że wynegocjowany układ jest do przyjęcia z punktu widzenia brytyjskich interesów?

Nigel Farage, eurodeputowany, przewodniczący brytyjskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa UKIP: David Cameron uzna to za zwycięstwo. Nie będzie podwyżki w budżecie i wygląda na to, że Unia traktuje ten temat bardziej realistycznie. Zgodzę się z tym. Ale czy to wszystko, co można zrobić? Wciąż jako kraj płacimy 50 milionów funtów dziennie za członkostwo w unijnym klubie. W Wielkiej Brytanii nie dyskutuje się już nad renegocjacją tego układu, lecz nad tym, czy chcemy być w Unii czy też nie.

Czy pana zdaniem Unia będzie funkcjonować normalnie z tym nowym, zmniejszonym budżetem?

Unia, generalnie rzecz biorąc, nie funkcjonuje normalnie. Nie zapominajmy, że 40 procent tego budżetu trafi do kieszeni miliarderów i źle funkcjonujących przedsiębiorstw. I tu nic się nie zmieni do 2020 roku. Nie zmienią się też nielegalne praktyki, z którymi mamy do czynienia. To jest między innymi powodem tego, dlaczego od 17 lat audytorzy nie zatwierdzili unijnej rachunkowości. A sugestie, że z powodu mniejszego budżetu zwiększy się bezrobocie w Europie potwierdzają, jak niewiele ludzie, którzy kierują Unią, znają się na gospodarce.

A co pan myśli o krajach takich jak Polska, Włochy i Francja, które domagają się więcej pieniędzy na fundusz spójności?

Polska jest jednym z krajów, które korzystają z tego budżetu. Im większy on jest, tym więcej pieniędzy dostaniecie. Oczywiście, że kraje w takiej sytuacji jak Polska, będą prowadzić negocjacje we własnym interesie.

A co pan sądzi o Cameronie, który nie chce nam dać więcej pieniędzy?

Dlaczego mielibyśmy wam dawać cokolwiek? Odpowiedz mi na to pytanie? Dlaczego miałbym na przykład dać wam pieniądze na nową linię metra w Warszawie, niech mi to ktoś wytłumaczy! Dlaczego nie pomagać Afryce albo Indiom?

Afryka nie jest w Unii...

Ale ja nie chcę być w Unii z Polską.

Dlaczego?

Bo chcę się zajmować własnym krajem, rządzić nim demokratycznie przez urny wyborcze. Wolę to niż gnieżdżenie się w unijnym klubie i słuchanie Brukseli.

Nie wierzy pan w Unię, a czy wierzy w jeden europejski organizm?

Potrzebne nam są struktury, na podstawie których możemy ze sobą współpracować, handlować na przykład. Ale możemy je tworzyć w Radzie Europy, która działa od lat 40. ubiegłego stulecia. Nie potrzebujemy tych wszystkich unijnych pałaców! Nie potrzebni nam są Barroso czy Van Rompuy. Po prostu nie, i tyle.

Wróćmy do Camerona. Dlaczego tak zaciekle walczy o zredukowanie unijnego budżetu?

Bo jeśli tego by nie robił, poległby w następnych wyborach parlamentarnych.

Czy myśli pan, że referendum w sprawie członkostwa Unii zostanie na Wyspach rozpisane?

Szczerze mówiąc, wydaje mi się to mało prawdopodobne, żeby Cameron wygrał wybory. Jeszcze mniej prawdopodobne jest to, że uda mu się renegocjować warunki naszego członkostwa w Unii.

Ale hipotetycznie rzecz biorąc, gdyby referendum się odbyło - jaka byłaby decyzja Wielkiej  Brytanii?

Ja chciałbym, żebyśmy wyszli z Unii, ale nadal współpracowali z naszymi europejskimi partnerami w ramach wolnego rynku. Współpraca TAK,  wspólnota polityczna NIE. Ale chyba nikt nie potrafi dokładnie przewidzieć: co stanie się wciągu następnych pięciu lat.

Jakie byłyby konsekwencje dla emigrantów pracujących na Wyspach, dla Polaków na przykład, gdybyście wyszli z Unii?

Każdy, kto przyjechał do nas legalnie, na podstawie istniejącego wówczas prawa, mógłby pozostać i pracować nadal. Nie zmieniałbym niczego retrospektywnie. Ale kategorycznie musielibyśmy zatrzasnąć drzwi przed kolejną falą. Kiedy w 2004 roku otwieraliśmy dla Was rynek pracy, powiedziano nam, że możemy się spodziewać przyjazdu 10-15 tys. ludzi. Tymczasem łącznie z Europy Wschodniej przyjechało Was około miliona!

Ale nie zamierzacie chyba całkowicie zatrzasnąć drzwi przed Polakami?

Nie zostawimy ich całkowicie otworem dla ludzi bez kwalifikacji. To nie ma dla nas żadnego sensu. Mamy bezrobocie wśród młodych na poziomie 22 procent. Jesteśmy zadowoleni, że różnego rodzaju fachowcy od Was chcą do nas przyjechać, ale nie podoba nam się to, że 42 tys. dzieci mieszkających w Warszawie otrzymuje brytyjskie zasiłki. Przepraszam bardzo, ale to nie ma sensu!