Prezydent i premier są zgodni co do tego, że idea tworzenia Centrum przeciwko Wypędzonych za naszą zachodnią granicą może zaszkodzić polsko-niemieckiemu pojednaniu. Centrum po pierwsze powinno być europejskie, a po drugie służące pojednaniu a nie jątrzeniu.

Tymczasem prezydent i premier obawiają się, że jeśli centrum zbudowanoby w Niemczech, to ani jeden ani drugi z tych warunków nie zostałyby spełnione.

Z niepokojem myślimy o podjętym w Niemczech przedsięwzięciu, które może zaszkodzić procesowi pojednania, być krokiem wstecz we wspólnym, wrażliwym odczytywaniu nauk histroii - mówił prezydent, który wcześniej sugerował, że centrum mogłoby zostać stworzone w bośniackim Sarajewie.

Premier natomiast wczoraj rano na Westerplatte mówił o Strasburgu: Tego rodzaju ośrodek najlepiej gdyby miał powstać, żeby powstał pod auspicjami np. Rady Europy i miał rzeczywiście europejski charakter.

Ten polski głos w debacie o Centrum przeciwko Wypędzeniom nie jest na szczęście daremnym. Nasze argumenty najwyraźniej trafiają do niemieckich decydentów, bo ci głosami prezydenta, kanclerza i ministra spraw zagranicznych zgodnie potępiają ideę Niemieckiego Związku Wypędzonych i mówią „Centrum tak, ale na pewno nie w Berlinie”.

Na Berlin wskazuje natomiast pomysłodawczyni Erika Steinbach. Niemiecki rząd nie zgadza się na to. Kanclerz Gehrad Schroeder, uważa, że projekt powinien mieć charakter europejski. Posłuchaj relacji niemieckiego korespondenta RMF FM Tomasza Lejmana:

05:00