Już blisko 11 dni trwa spór pomiędzy nowym kierownictwem czeskiej telewizji publicznej i zbuntowaną częścią jej pracowników.

Buntownicy twierdzą, że walczą o niezależność publicznej TV od rządu i partii politycznych. Nowy dyrektor generalny Jirzi Hodacz uważa ich za piratów i oskarża o przestępstwa. Program nadawany jest z przerwami, a straty z tytułu nie nadanych reklam sięgają 12 milionów koron. Widzowie odmawiają płacenia abonamentu. W Pradze, Brnie, Ostrawie i wielu innych czeskich miastach zebrano już 90 tysięcy podpisów osób popierających bunt.

Organ kontrolny, Rada Czeskiej Telewizji stwierdza w oświadczeniu, że tylko nowy dyrektor generalny decyduje o tym co się dzieje na antenie. Ale po kilku godzinach odmawia mu prawa do przerywania programu. Prywatna telewizja "Nova” podała, że rada dała nowemu dyrektorowi 5 dni na zrobienie porządku. Tymczasem buntownicy nadal przygotowują dzienniki, a gdy te się zaczynają dyrektor nakazuje wyłączyć nadajniki. Nowa szefowa działu informacji, przez radio, bo w ośrodku nikt jej nie słucha, zwalnia jednych i zatrudnia innych dziennikarzy, chociaż sama nie ma jeszcze umowy o pracę. Dyrektor Hodacz bezskutecznie zabiegał wczoraj na policji i w prokuraturze o interwencję. Rząd nie chce wtrącać się do sporu. Mówi się, że spór wokół czeskiej telewizji może doprowadzić do kryzysu politycznego i przedterminowych wyborów parlamentarnych. A konflikt może zażegnać jedynie parlament, powołując nową, bardziej zdecydowaną Radę Czeskiej Telewizji. Zapowiedziano już, że nadzwyczajne posiedzenie izby deputowanych rozpocznie się 5 stycznia. Posłuchaj relacji korespondenta radia RMF FM Tadeusza Wojciechowskiego:

07:50