Młodzi ludzie, którzy wywołują zamieszki, to nie imigranci, a Francuzi od dwóch, trzech pokoleń. Na tym polega dramat tej sytuacji - uważa politolog i socjolog Aleksander Smolar, gość Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF.

Kamil Durczok: Tysiące spalonych aut, trwające od kilkunastu dni zamieszki i pytanie – dlaczego władze nie potrafią zaprowadzić porządku?

Aleksander Smolar: Na początek małe sprostowanie. W wiadomościach podaje się informacje o młodzieżowych gangach imigrantów. To nie są imigranci. To są obywatele francuscy w drugim lub trzecim pokoleniu. I na tym polega dramat. Ale cała ta sytuacja ma wiele wymiarów. Najbardziej naskórkowy jest związany ze śmiercią, niezwiązaną - przypuszczam - przez policjantów dwóch młodych ludzi. I to nagle stało się katalizatorem wybuchu, który świadczy o głębi frustracji. To są gangi złożone z bardzo młodych ludzi 15, 17-letnich.

Kamil Durczok: Ale jeśli po tej nocy okazało się, że rannych jest 40 policjantów, do kilku się strzela, powstaje pytanie, dlaczego nie ogłoszono godziny policyjnej już w zeszłym tygodniu, zamiast zostawiać taką decyzję lokalnym władzom?

Aleksander Smolar: To byłoby dowodem słabości państwa i udramatyzowaniem sytuacji. Być może to był błąd – zważanie na psychologię zbiorową, aby nie dramatyzować. Ale przez to nie przerwano tego błędnego koła przemocy.

Kamil Durczok: Francuska prasa dość ironicznie pisze o tej godzinie policyjnej, że przydałaby się ona w rządowych gmachach, aby politycy wzięli się do roboty, a nie knuli przeciwko sobie.

Aleksander Smolar: To jest ironia dość łatwa. Problem w tym, że nikt nie zna dokładnej odpowiedzi. Podam przykład techniczny – niezdolność operowania w warunkach takiej partyzantki miejskiej zwykłych formacji policji. Policja wchodzi do osiedli, w których są wielkie gmaszyska, i próbuje złapać tych młodych ludzi rozproszonych w małe grupki, które rzucają te koktajle Mołotowa i wówczas na nich z wyższego piętra padają kamienie, butelki z benzyną. To są warunki, w których oni nie mogą sobie pozwolić na normalne strzelanie, jak w warunkach miejskiej partyzantki.

Kamil Durczok: Nie sądzi pan, że siły porządkowe otrzymują takie sprzeczne sygnały. Rząd prezentuje jedność, ale jest jednak konflikt między premierem a ministrem spraw wewnętrznych i on rzutuje na to, jak w tej sytuacji radzi sobie policja, choć lepiej byłoby powiedzieć nie radzi.

Aleksander Smolar: Czy on rzutuje na działania policji? Ja nie wiem. Natomiast na dezorientację opinii publicznej i radykalizację tych młodych myślę, że tak. Oni mają bowiem jedno hasło – oni nawet nie są w stanie zwerbalizować swoich celów. Natomiast oni głównie mówią o odsunięciu Sarkozy’ego. Ponieważ on kilka miesięcy temu użył dość mocnego słowa na temat tych gangów młodych.

Kamil Durczok: On mówił, że trzeba oczyścić przedmieścia. A dziś „Gazeta Wyborcza” publikuje zdjęcia, na których widać, że ci buntownicy, ci, którzy rozrabiają, to bardzo często po prostu dzieci.

Aleksander Smolar: To są dzieci, ale często należą do gangów narkotykowych. Trzeba przy tym pamiętać, że Sarkozy był jedynym politykiem, który miał odwagę powiedzieć, że trzeba stosować środki przemocy, by zaprowadzić porządek na przedmieściach. Ale równocześnie, że trzeba myśleć o rozwiązaniu kwestii społecznych – zaczął mówić o rzeczach, które we Francji są nie do pomyślenia – o pozytywnym uprzywilejowaniu, o dyskryminacji, że trzeba stworzyć szczególne szanse tym młodym ludziom z przedmieść. Miał pierwszy odwagę o tym powiedzieć i natychmiast przeciwko niemu wystąpili Chirac i Villepin, uważając Sarkozy'ego za konkurenta politycznego.

Kamil Durczok: A czy pan uważa, że jest to walka na tle religijnym?

Aleksander Smolar: Ma ona pewna aspekty religijne, ale wymiar podstawowy nie jest religijny. Ci młodzi ludzie są często wykorzenieni z tradycji, kultury i religii swoich ojców. Dziś często próbują rekonstruować swoją tożsamość wokół radykalnej formy islamu, ale to jest często konsekwencja ich frustracji, wyalienowania i buntu. Nie są gotowi, tak jak ich rodzice, zaakceptować Francji taką, jaką jest. A rodzice byli szczęśliwi, że dostali pracę i mieszkanie. Ci młodzi ludzie czują się Francuzami i czują się odrzuceni przez Francję, zgrupowani, zamieszkujący te blokowiska. Religia może nadać temu bardzo groźny wymiar przyszłościowy, dając tożsamość tym ludziom. To dotyczy zresztą nie tylko Francji.

Kamil Durczok: Co do przyszłości. Romano Prodi mówi, że wybuch zamieszek we Włoszech to kwestia czasu, mamy najgorsze przedmieścia w Europie. Czy to „francuskie powstanie” rozleje się na Europę?

Aleksander Smolar: Może się tak stać, choć we Francji jest największe skupisko tej młodzieży i nie wolno zapominać, że nie chodzi o pochodzenie w sensie religijnym, pochodzenia islamskiego, tylko arabskiego. Tutaj frustracja narodów arabskich z północnej Afryki z jej zblokowaną modernizacją ogrywa istotną rolę. Ale to nie jest sprawa tylko przedmieść. W Anglii zamachy zostały popełnione przez ludzi dobrze już wykształconych i zakorzenionych w Anglii. Tu ten wymiar, gdzieś tam podskórny religijny, odgrywa istotną rolę i to tworzy to dramatyczne spętlenie w całej Europie. To jest problem socjalny, kulturowy, gdzie religia dostarcza tej integracji 10-, 15-milionowej wspólnocie w Europie i tworzy niesłychany problem przyszłościowy dla całej Europy.