Wystarczył jeden miesiąc (maj), by aż 1200 kierowców straciło prawo jazdy. Policjanci skrupulatnie stosują zasadę "zero tolerancji" wobec łamiących przepisy. Jednak robią to arbitralnie. Nie ma jasno określonych zasad odbierania dokumentów. W popołudniowych faktach pytamy, czy to nie jest luka w prawie? Maja Dutkiewicz uważa, że powinny być przepisy regulujące odbieranie prawa jazdy. Bogdan Zalewski sądzi, że nie ma się co czepiać policjantów drogówki, a tworzenie nowego prawa nie jest koniecznością. Jakie jest Wasze zdanie? Zagłosujcie w sondzie, napiszcie komentarz. Najciekawsze opinie zacytujemy w popołudniowych faktach. Zapraszamy.

Policjanci odbierają prawo jazdy za rażące naruszenie przepisów. Nie sądzę, żeby zabór prawka następował po jakiejś błahostce, po co więc tworzyć jakieś dodatkowe katalogi? Moim zdaniem cierpimy raczej na nadmiar prawnych regulacji, epidemię szczegółowych norm i zasad.
Wolałabym mieć na papierze spis przewinień, za które mogę stracić prawo jazdy. Policjant też człowiek, czyli też może się pomylić, albo potraktować mnie zbyt surowo. Prawo rozwiązałoby wszelkie niedopowiedzenia.
Według mnie w naszym kraju panuje zbyt duża tolerancja dla kompletnie nieodpowiedzialnych kierowców. Mam na myśli tych, którzy pędzą po drogach jak szaleni, często pod wpływem alkoholu i narkotyków. Podoba mi się konsekwentne stosowanie zasady "zero tolerancji" dla takich potencjalnych zabójców za kółkiem. Ta strategia powinna być wprowadzona już dawno. Posłowie niech doprecyzują przepisy. Na razie jednak niech drogówka robi, co może, żeby wyeliminować piratów z ruchu.
Rozumiem, że policjanci są od tego, by łapać i karać kierowców, którzy stanowią zagrożenie dla innych ludzi. Boję się jednak sytuacji niejasnych i tego, że nie będę mogła przedstawić swoich racji, bo nie będę miała przepisu, na który będę mogła się powołać. Nie rozumiem dlaczego nie może być spisu wykroczeń, za które tracimy prawo jazdy