Opinie o prezydenckich projektach ustaw zmieniających sądownictwo zdążyły już wydać Sąd Najwyższy, Krajowa Rada Sądownictwa i Naczelna Rada Adwokacka. Projekt ustawy o KRS oceniła nawet reprezentująca 47 krajów Rady Europy Rada Konsultacyjna Sędziów Europejskich, cały pakiet zmian ocenił też specjalny sprawozdawca ONZ. Zdania w ich sprawie wciąż nie ma tylko polski Sejm, który ma je uchwalić...

Opinie o prezydenckich projektach ustaw zmieniających sądownictwo zdążyły już wydać Sąd Najwyższy, Krajowa Rada Sądownictwa i Naczelna Rada Adwokacka. Projekt ustawy o KRS oceniła nawet reprezentująca 47 krajów Rady Europy Rada Konsultacyjna Sędziów Europejskich, cały pakiet zmian ocenił też specjalny sprawozdawca ONZ. Zdania w ich sprawie wciąż nie ma tylko polski Sejm, który ma je uchwalić...
Zdj. ilustracyjne /Leszek Szymański /PAP

Niemoc formalna

Sytuacja jest dość kuriozalna. Prezydent skierował do Sejmu projekty ustaw, które mają zastąpić te, które zawetował - we wrześniu. Mamy listopad, i choć stanowisko zajął wobec nich cały szereg instytucji w kraju, Europie i na świecie - wciąż nie wygrzebało się z nimi Biuro Legislacyjne Sejmu. Projekty już szósty tydzień leżą w Sejmie bez nadanych przez marszałka numerów druków, co uniemożliwia rozpoczęcie prac nad nimi. Posłowie więc, nawet gdyby chcieli - nie mogą się nimi formalnie zająć.

Ściema faktyczna

Twierdzenie, że Biuro Legislacyjne ma problemy z oceną projektów i to prawdziwa przyczyna zablokowania prac nad nimi byłoby naiwnością na krawędzi infantylizmu. Poprzedni, zawetowany projekt ustawy o Sądzie Najwyższym uchwalono (trzy czytania, posiedzenia komisji itd.) w 8 dni po tym, jak trafiła do Sejmu, rządowy projekt ustawy o KRS skierowano do pierwszego czytania 9 dni od wpłynięcia do laski marszałkowskiej. Żadne z tych wydarzeń nie byłoby możliwe bez opinii sejmowych legislatorów i tym bardziej - natychmiastowego niemal nadania im numerów druków. Do tego jednak potrzebna była przemożna wola polityczna rządzącej większości i marszałka, wola, której w wypadku projektów prezydenta zwyczajnie nie ma.

Niemoc polityczna

Wokół projektów Andrzeja Dudy od wielu tygodni trwa kontredans, w którym PiS i sam prezydent starają się pogodzić z rzeczywistością deklaracje, w których obie strony zapędziły się za daleko. Nie chodzi nawet o spór wobec niekonstytucyjności projektów, na którą jednoznacznie wskazują niemal wszystkie instytucje, które już je zaopiniowały. Rzecz w szczegółach, na których obu stronom zależy mimo niekonstytucyjności, a poniekąd dzięki niej. PiS chciało zdominować KRS samodzielnie, prezydent - z kosmetycznym udziałem innych partii. PiS chciało powierzyć szereg spornych kompetencji ministrowi sprawiedliwości, prezydent wolałby przejąć je sam. PiS chciało po prostu wymienić niemal cały skład Sądu Najwyższego, prezydent nie idzie tak daleko. 

O tych właśnie różnicach toczy się rozwleczona na wiele tygodni rozmowa Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim, kontynuowana dziś przez prezydenckiego ministra Pawła Muchę i szefa sejmowej komisji sprawiedliwości Stanisława Piotrowicza.

Bez żadnego trybu

W samym fakcie prowadzenia konsultacji nie ma nic złego. Nawet jeśli prezydent uzgadnia coś z liderem rządzącej większości można to uznać za istotny czynnik przyśpieszający ostateczne decyzje co do treści projektu. W wypadku tych jednak rozmów nie tylko nie można mówić o przyśpieszaniu czegokolwiek, ale wręcz o ewidentnym opóźnianiu pracy. Przypomnę - projekty leżą w Sejmie od 26 września. Gdyby posłowie zajęli się nimi w zwykłym dla siebie trybie - być może już byłyby uchwalone. Co więcej - byłyby uchwalone przez cały Sejm, a nie przygotowywane zaledwie do pracy i ew. późniejszego uchwalenia przez dwie czy cztery osoby, i to w kompletnej tajemnicy. Tak się jednak nie stało i nie stanie, bo sprawie nadano najwyraźniej najwyższy status procedury sejmowej - "bez żadnego trybu".

Groteska poprawek do poprawek

Ten niecodzienny tryb pracy, kiedy mu się przyjrzeć, ma aspekt wręcz aspekt humorystyczny. Prezydent kilka tygodni przygotowywał projekty, z których jednak po spotkaniu z prezesem Kaczyńskim 22 września zniknęła część przepisów (np. kwestia uchwał interpretacyjnych Sądu Najwyższego). 25 września Andrzej Duda ledwo zapowiedział przedstawienie projektów, o których jednak tylko opowiedział, a które do obiektywów pokazywał tylko z daleka. Same dokumenty ujawnił i skierował do Sejmu dopiero następnego dnia.

Na kolejnym spotkaniu prezes Kaczyński zapowiedział przedstawienie Prezydentowi Dudzie swoich poprawek do jego projektów. Już zrobiło się zabawnie, bo tę samą procedurę można było przeprowadzić w Sejmie. Wtedy treść uwag byłaby jednak znana publicznie, a rozmowy w cztery oczy pozwalały tego uniknąć. 

Po spotkaniu dwa tygodnie później okazało się, że Prezydent ma poprawki do poprawek, które do jego projektów wniósł prezes PiS. Też nie wiadomo jakie, bo nie znając treści poprawek do projektu trudno mówić o poprawkach do tych poprawek. Sytuacja zaczęła się ocierać o groteskę, więc przed kolejnym spotkaniem prezydent-prezes do poprawiania poprawek do poprawek do projektu delegowano osoby o nieco niższej randze, mniej czułe na kpiny.

Panowie Mucha i Piotrowicz

To też osobliwość: do reprezentowania projektów prezydent we wrześniu oficjalnie upoważnił pracujące nad nimi panie - szefową Biura Prawa i Ustroju w Kancelarii Prezydenta minister Surówkę-Pasek oraz Zofię Romaszewską, które projekty przygotowywały. Omawianie poprawek do poprawek do poprawek do projektu z sobie tylko znanych powodów powierzył jednak ministrowi Musze. Z kolei sejmową większość reprezentuje w rozmowach Stanisław Piotrowicz, który jest przewodniczącym sejmowej komisji sprawiedliwości. To do tej komisji trafią oba projekty, kiedy tylko ruszą nad nimi zablokowane dziś prace, i to Stanisław Piotrowicz będzie nimi kierował. 

Jak faktyczny współautor uzgadnianych poza parlamentem zapisów ustawowych będzie umiał zachować obiektywizm podczas dyskusji nad nimi w komisji - pozostanie tajemnicą nieocenionego w niemal każdej roli, utalentowanego posła Piotrowicza.

Autor, autor!

Kogo można będzie uznać za autora wciąż nieznanej, ostatecznej wersji projektów ustaw o KRS i SN? Formalnie to oczywiście prezydent, faktycznie jednak to prezydent łącznie z blokującą go od ponad miesiąca sejmową większością, reprezentowaną przez prezesa Kaczyńskiego, a dziś Stanisława Piotrowicza. Ta skromna grupa osób jest dziś jedynym posiadaczem wiedzy o tym, jaki właściwie ładunek założony jest w uchwyt naciąganej od tygodni procy, który po zwolnieniu gumy przemknie przez Sejm.

Strzał z procy, czyli obejście Sejmu

Bo nikt nie ma chyba wątpliwości, że kiedy ten osobliwy kompromis, zawarty ponad głowami posłów (także posłów PiS, bo i oni nie mają pojęcia, jakie przepisy będą za chwilę uchwalać) stanie się faktem - przepuszczenie go przez sejmową maszynkę do głosowania będzie tylko formalnością. Biuro Legislacyjne nagle wyda opinię, zwołane zostaną posiedzenia komisji, odbędą się głosowania. Opozycja, jeśli zechce - będzie się mogła z efektem tajemniczych ustaleń zapoznać, zapewne zgłosi do nich poprawki - ich uznanie oczywiście nie będzie wchodziło w grę.

Sejm być może znów pobije jakiś rekord, i uchwali ustawy o ustrojowym znaczeniu w kilka dni od pierwszego czytania. Warunki formalne, by można było mówić o stanowieniu prawa przez ludzi zostaną spełnione.

Co więcej - będziemy znali nazwiska tych ludzi.