Wydarzenia ostatnich dni dowodzą, że sprawujący obecnie władzę do oceny swoich działań nie potrzebują opinii z zewnątrz. Wystawiają je sobie sami, i mimo oczywistej absurdalności - są z tych ocen zadowoleni.

Objawów tego nowatorskiego podejścia do audytu jest przynajmniej kilka.

Marszałek sama się popiera

Oto marszałek Elżbieta Witek, która skierowała do Trybunału Konstytucyjnego osobliwy wniosek ws. "sporów kompetencyjnych", do jakich miałoby rzekomo dojść między Sądem Najwyższym a Sejmem i Prezydentem - jako uczestnik postępowania przesłała też do TK opinię na temat swojego wniosku. Zapewniła w niej, że "Sejm RP w pełni podziela przedstawiony przez Wnioskodawcę sposób rozumienia sprawy", "należy jednoznacznie podzielić trafność konstatacji Wnioskodawcy itd. 

Zarówno wniosek do TK, jak i opinię na jego temat podpisała ta sama marszałek Elżbieta Witek. Wprawdzie znakomicie poświadcza to stabilność jej opinii, ale niekoniecznie wyraża zgodność tejże z opiniami całego Sejmu. Spora część posłów zapewne nie ma nawet pojęcia jak bardzo "w pełni" panią marszałek popiera.

Trybunał Konstytucyjny oba dokumenty traktuje poważnie. A ponieważ z 14 urzędujących dziś jego sędziów, aż 13 powołała sejmowa większość posłów PiS - można się spodziewać, że opinia pani marszałek zostanie przez TK podzielona, mimo dość kuriozalnych okoliczności jej stworzenia.

Sędzia TK orzeknie we własnej sprawie

Trybunał Konstytucyjny podjął sprawę rzekomego "sporu kompetencyjnego" z popartego przez marszałek Witek wniosku marszałek Witek. Wyrok ma zapaść za kilka tygodni, a na sprawozdawcę wyznaczono sędzię, która nie tylko nader czynnie uczestniczyła w uchwalaniu ustaw o ustroju sądów, Trybunale, Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, ale też przez cztery lata była członkiem KRS, która wydawała kwestionowane w sprawie uchwały. Nie ona jedna - w tej samej sytuacji co Krystyna Pawłowicz (i z tych samych powodów) jest także sędzia TK Stanisław Piotrowicz. Ani on jednak, ani pani sędzia, nie wyłączyli się z postępowania przed Trybunałem.

Być może nakazywałaby to elementarna przyzwoitość, ale ponieważ pani sędzia przed KRS nie wyłączała się nawet z postępowań ws. awansu sędziego, prowadzącego jej własny proces - zdziwić tym nikogo się nie da.

Sędziowie sami się wybierają

Sędziowie rejonowi Dariusz Drajewicz i Rafał Puchalski są członkami Krajowej Rady Sądownictwa. KRS wskazała właśnie osoby, które jej zdaniem prezydent powinien powołać na sędziów Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Wśród 6 rekomendowanych osób Rada z udziałem Drajewicza i Puchalskiego rekomendowała na te stanowiska.... sędziów Drajewicza i Puchalskiego.

Jeszcze w sierpniu prezydium KRS apelowało do obu, żeby się zdecydowali: albo sami kandydują do SN, albo zasiadają w Radzie, która opiniuje kandydujących do SN. Oczekiwało ich rezygnacji. Prezydium negatywnie oceniło, że obaj, jako sędziowie rejonowi, startują na stanowiska w SN z pominięciem dwóch szczebli sądownictwa powszechnego (sądy okręgowe i apelacyjne). Żaden z panów na to nie zareagował. Teraz czekają już tylko na powołanie przez prezydenta.

Władza totalna

Przykłady osobliwego wspierania siebie przez samych siebie można mnożyć: Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych zablokował kilka miesięcy temu wykonanie prawomocnego wyroku NSA, nakazującego ujawnienie list poparcia do KRS. Zrobił to zresztą na wniosek jednego z członków KRS. A kiedy sprawa zaczęła być postrzegana jako aż nazbyt oczywisty przejaw działania na zlecenie - zawiesił swoje postępowanie ze względu na wniosek do TK.

A we wniosku do TK posłowie PiS zaskarżyli konstytucyjność przepisów swojej własnej ustawy o KRS. 

Podobnie przepisy swojej własnej ustawy o Sądzie Najwyższym skierował do Trybunału prezydent Andrzej Duda. Zachowując się dokładnie tak samo jak Zbigniew Ziobro ws. ustawy o IPN, którą jego resort sprawiedliwości stworzył i przeprowadził przez Sejm, a którą jako Prokurator Generalny ten sam Ziobro uznał w opinii dla TK za "unormowanie faktycznie dysfunkcjonalne", które może doprowadzić do podważenia autorytetu państwa polskiego.

Polityka, nie prawo

Wbrew pozorom wszystkie powyższe uwagi nie mają większego związku z prawem, na którym się deklaratywnie opierają i którego deklaratywnie dotyczą. To wyłącznie polityka.

Chciałoby się może powiedzieć "czysta polityka".

Niestety poza infantylną publicystyką takie pojęcie nie istnieje.

SPRAWDŹ: Marszałek Elżbieta Witek w opinii do TK popiera samą siebie jako cały Sejm