Były prezydent zadeklarował dziś "Proszę o zwolnienie mnie z danego publicznie słowa, że będę głosował na PO. Chcę wesprzeć Kosiniaka -Kamysza!" Wzięcie, jakim cieszyła się ta kuriozalna informacja uświadomiło mi, że kończąca się właśnie kampania wyborcza pozbawiła wyborców tego, czego zwykle dostarcza życie publiczne - dopływu aktualnych informacji.

Panie Władku, pan się nie boi!?

"Nie mogę sobie wyobrazić, by tak zdolny polityk i ludzie wsi z "Jego zorganizowania " nie mieli miejsca w parlamencie" - wyjaśnił w swoich wpisach na portalach społecznościowych Lech Wałęsa. Nagła zmiana zdania przez polityka od lat sympatyzującego z Platformą obywatelską może skłaniać do zastanowienia - co się takiego stało?

Może byłemu prezydentowi po prostu się to znudziło. Może stanęła mu znów przed oczami koncepcja polityczna, zgrabnie ujęta w słowach piosenki "Panie Waldku, pan się nie boi!", przy czym Waldka z powodu zmiany na stanowisku prezesa PSL należy zastąpić Władkiem?

A może na jego decyzji zaważyły wydarzenia z ostatniej niedzieli? Przypomnijmy - jeszcze przedwczoraj Wałęsa był gościem konwencji Koalicji Obywatelskiej, gdzie mówiąc delikatnie - nie popisał się ani taktem ani dyplomacją, nazywając zdrajcą zmarłego kilka dni wcześniej lidera Solidarności Walczącej Kornela Morawieckiego. 

Być może liderzy PO dali mu odczuć, że raczej im się na ostatniej prostej przed wyborami nie przysłużył. A że Lech Wałęsa należy do ludzi, którzy źle znoszą zwracanie im uwagi - być może właśnie dlatego impulsywnie zrezygnował z popierania PO.

NIE taki ojciec, jaki syn

To, że Lech Wałęsa jest żywiołem, a jego głównym przeciwnikiem jest sam Lech Wałęsa jest dla wielu Polaków stwierdzeniem tak oczywistym, że aż banalnym. Były przywódca Solidarności i prezydent nie raz już zaskakiwał. Tym razem niemile zaskoczył też pewnie swojego syna - rezygnując z popierania PO odmówił bowiem oddania na niego głosu; Jarosław Wałęsa kandyduje do Sejmu właśnie z listy współtworzonej przez PO, i właśnie na Pomorzu, gdzie mieszka jego ojciec.

I co z tego?

Lech Wałęsa zapewne sądzi, że jego opinia jest istotna dla rodaków. Ostatnie lata raczej tego jednak nie potwierdzają. Były prezydent od ponad 20 lat nie ma istotnego udziału w bieżącej polityce, mimo podejmowanych czasem prób poważniejszego wejścia w debatę publiczną wciąż pozostaje na jej marginesie, zajmując czasem na krótko opinię publiczną jakimś kontrowersyjnym działaniem. Przywykliśmy już do tego nawet - ot, ekscentryczny starszy pan. Dzisiejsze jego oświadczenie wpisuje się jednak w debatę jakby mocniej. Być może dlatego, że poza trwającą od tygodni i od tygodni przewidywalną kampanią wyborczą można je uznać za jedną z nielicznych - informację.

Paraliż i cisza

Kampania na finiszu. Od ciszy wyborczej dzielą nas tylko trzy dni, ale już od jakiegoś czasu można mieć wrażenie, że poza spotkaniami wyborczymi kandydatów i debatami w życiu publicznym nie dzieje się nic istotnego. Co więcej - że praca wielu instytucji po prostu zamarła.

Tak być oczywiście nie powinno, a jednak jak widać - jest. Minister Zdrowia np. uporczywie unika komentowania chyba największego od lat kryzysu, związanego z zamykaniem szpitali. Powód jest prosty - gdyby się do niego odniósł, przyznałby, że coś rzeczywiście nie gra, a to w kampanii niedopuszczalne.

Wcześniejsze publiczne niepokoje także niemal zniknęły z życia publicznego.

Szef NIK-u i wszyscy sędziowie posądzani o szerzenie hejtu - są na urlopach, bo ich pojawianie się w pracy mogłoby być uznane za skandal. Listy poparcia sędziów, kandydujących do KRS zostały zablokowane przez Urząd Ochrony Danych Osobowych. Sam urząd, oficjalnie prowadzący postępowanie ws. obchodzenia się z danymi sędziów zablokowany jest z kolei przez opieszałość w składaniu wyjaśnień przez resort sprawiedliwości i KRS. KRS, która miała zająć stanowisko ws. hejtu - zablokowana jest z kolei przez prokuraturę, od której nie jest w stanie wydobyć potrzebnych dokumentów.

I wszyscy proszą się nawzajem o wyjaśnienia, ale nikt dotąd nic nie wyjaśnił.

No news is good news

Zbliżanie się wyborów sparaliżowało ustalanie czegokolwiek - bo mogłoby to zakłócić kojące, pozytywne kampanijne przekazy, płynące od polityków. Każdy z dziennikarzy, codziennie starających się o newsy zauważył, że w ostatnich tygodniach znacznie trudniej się czegoś dla swoich odbiorców dowiedzieć. A i tak łatwe to w ostatnich latach nie było.

Ciszę wyborczą poprzedza na razie cisza informacyjna. Byle nie szkodzić. Zgodnie z zasadą, że brak wiadomości to dobra wiadomość.