Prezydent obawiał się komisji, jej pytań. Nie był pewny, że wyjdzie z tej konfrontacji zwycięsko - mówi o powodach decyzji prezydenta Janusz Rolicki, publicysta lewicowy, gość RMF FM.

Konrad Piasecki: Patrzy pan z żalem i współczuciem na to, jak prezydentowi puszczają nerwy?

Janusz Rolicki: Patrzę na to z przerażeniem, ponieważ w jednym momencie rozpada się mit i pozycja znaczącego człowieka w tym piętnastoleciu. Z drugiej strony, Polska wchodzi w stan permanentnego kryzysu.

Konrad Piasecki: Uważa pan, że ostatnie miesiące kadencji prezydenta to będzie nieustająca walka?

Janusz Rolicki: Tak, to będzie łomotanina. Komisja nie przepuści tego prezydentowi. Będzie pracowała, zbierała materiały, z którymi my będziemy się zapoznawać za pomocą mediów, kontrolowanych i niekontrolowanych przecieków. Prezydent nie będzie mógł, w gruncie rzeczy, na to wszystko odpowiedzieć. Będziemy mieli poczucie, że siedzimy po uszy w bryi.

Konrad Piasecki: Uważa pan, że to już jest koniec politycznej kariery Aleksandra Kwaśniewskiego?

Janusz Rolicki: To jest już bliskie końca jego kariery, ponieważ nie wyobrażam sobie, jak prezydent mógłby się z tego wyplątać. Mogłoby mu się to udać, gdyby okazało się, że Giertych dokonał z Kulczykiem jakichś straszliwych manipulacji i spiskował przeciwko prezydentowi.

Konrad Piasecki: W takim razie dlaczego Aleksander Kwaśniewski sam się na to wszystko skazuje? Dlaczego, zamiast zwoływać wczoraj konferencję prasową, nie stanął dzisiaj przed komisją, nie oczyścił się w jakiś sposób, lepszy czy gorszy, z zarzutów?

Janusz Rolicki: Jedynym logicznym uzasadnieniem takiej postawy jest fakt, że nie czuł się pewnie. Obawiał się komisji, obawiał się jej pytań i nie był przekonany, że wygra ten pojedynek. Tu dochodzi dodatkowa kwestia, a mianowicie, że pod przysięgą nie można konfabulować. Prezydent, jak wykazały pewne sytuacje, chociażby sprawa jego wykształcenia, ma do tego pewne skłonności. W związku z tym zrezygnował z jedynej szansy wytłumaczenia się, obronienia, a nawet przejścia do ataku. Widzimy przecież, że ludzie z komisji są jednak bardzo stronniczy. Giertych, Wassermann – oni aż dyszą chęcią zrobienia kariery. Obaj zapatrzyli się na Jana Rokitę i w podobny sposób chcieliby pociągnąć do góry swoje partie.

Konrad Piasecki: Z drugiej strony mają prawo do emocji, kiedy obserwują, jak Aleksander Kwaśniewski ich atakuje.

Janusz Rolicki: Tak, ale trzeba pamiętać, kto zaczął tę walkę. Tę wojnę podjazdową rozpoczął Giertych. Rzucał oskarżeniami na prawo i lewo. Rzeczą prezydenta było to wytrzymać albo przygwoździć faktami, nie zaś doprowadzić do tego, że cały polski świat polityczny siedzi w szambie.

Konrad Piasecki: Od dobrych kilku lat Aleksander Kwaśniewski był „ostatnią nadzieją lewicy”. Mówiło się, że jak z lewicą będzie bardzo źle, to właśnie on stanie na jej czele i pozwoli jej przetrwać. Dziś wydaje się to coraz mniej prawdopodobne.

Janusz Rolicki: Dla mnie od dawna było jasne, że jego powrót w wielkim stylu i zajęcie pozycji „Mojżesza lewicy”, jest uzależnione od tego, jak przejdzie badania w komisjach śledczych. One jednak pozbawiły go dynamizmu, spowodowały, że stał się ospały, że stał się Aleksandrem „Gnuśnym”.

Konrad Piasecki: Przeszedł do defensywy.

Janusz Rolicki: Teraz Aleksander Kwaśniewski nie jest zdolny do żadnego ruchu.

Konrad Piasecki: Czyli prezydent na tym, że uchylił się od zeznawania, więcej stracił, niż zyskał?

Janusz Rolicki: Jeśli prezydent jest w porządku, jak zakładam ja i większość obywateli w tym kraju, to oczywiście stracił. Czego się mógł obawiać? Przecież wybrnąłby z trudnych pytań.

Konrad Piasecki: Ta odmowa prezydenta Kwaśniewskiego może podzielić polską politykę na dwa bieguny, czarny i biały?

Janusz Rolicki: Obawiam się, że już w tej chwili jesteśmy podzieleni, i że ogromna część społeczeństwa będzie przeciwko prezydentowi. Intrygujące będą badania opinii publicznej. Okaże się, czy poparcie dla prezydenta spadnie poniżej 50 procent. Jeżeli osiągnie 20-30 procent, to będzie to można określić drogą takich polityków, jak chociażby Kuczma.