Marzę o takim stanie, w którym politycy w Polsce będą profesjonalistami - mówi aktor Marek Kondrat, gość Kontrwywiadu RMF FM.

Kamil Durczok: Czy da się zachować dystans, jak posła rządzącej koalicji będą oskarżać o zgwałcenie?

Marek Kondrat: Tak, zdecydowanie.

Kamil Durczok: Wyrzucił pan telewizor?

Marek Kondrat: Jest coś za coś. Mówię coś za coś, w co zawsze wierzę. Przychodzą zdarzenia, które bulwersują i jeżą włos na głowie, a w zamian przyzwyczajamy się do tego – rezygnujemy z tego typu podnieceń. Oglądam rzeczywiście mniej telewizji niż do tej pory, czytam mniej gazet, a jeśli czytam, to strony sportowe i biznesowe.

Kamil Durczok: Nie irytuje pana, że jeden albo drugi wybraniec narodu jest oskarżany o takie historie?

Marek Kondrat: Nie, bo ta irytacja nastąpiła w chwili, gdy ci posłowie pojawili się w Sejmie, więc wszystkie następstwa są tylko potwierdzeniem czegoś, co przeżyłem już dawno. Nie mam płaszczyzny tej oceny wspólnej, bo np. gdybym się chciał zgłosić do tego posła z apelem o honor, zasady, to poczułbym, że nie mówię tym samym językiem. Nie mam takich oczekiwań od niego, w związku z tym nie bulwersuje mnie to, co on robi, bo to jest jakiś jego świat, w którym się nie mieszczę.

Kamil Durczok: A czy można lub czy pan potrafi się jeszcze dziś pasjonować polityką?

Marek Kondrat: Zdecydowanie tak, bo polityka jest pasjonująca. Jest fascynująca i czymś podobnym do sztuki. Nie ma do końca swojego wymiaru, można ją aranżować w jakimś sensie, można w niej grać i być tak jak na scenie czasami kimś innym niż się jest. Dla kraju nie jest to najlepsze rozwiązanie. Marzę o takim stanie, w którym politycy będą profesjonalistami, jako że przyszły takie czasy – nie tylko na Polskę, czy do Polski – w których trudno o indywidualności miary de Gaulle’a czy Willy Brandta, Hansa Dietricha Genschera, mojego ulubionego ministra sprawa zagranicznych RFN.

Kamil Durczok: Nawet za Kohlem tęsknota wzrasta.

Marek Kondrat: Nawet. Za zasadami. Anglicy używają wyśmianych przez nas określeń powitalnych na temat tego, jaka jest pogoda albo jaka powinna być. To jest właśnie wyznacznik tej zasady, która mówi: nie wchodź człowiekowi do domu, nie wchodź mu za skórę.

Kamil Durczok: „Marzę o sytuacji, w której politycy będą profesjonalistami” – powiedział pan. O to, że nie są trzeba mieć pretensję do tych, co wybierali czy do tych, co zostali wybrani?

Marek Kondrat: Oto jest pytanie. O pretensję jest trudno – w tym wszystkim mieści się jakiś los, jakaś historia, którą my uwielbiamy naginać do doraźnych potrzeb. W tym naginaniu bez przerwy jawimy się jako poszkodowani w historii – ktoś nam zrobił krzywdę, ktoś na nas najechał, ktoś nas „rozebrał” w XVIII wieku, tak jakbyśmy się pozbywali odpowiedzialności. Dziś pasjami, z wielką radością czytam prof. Tazbira i doszukuję się tych powodów, dlaczego jest tak, a nie jest inaczej. Szukam tych chwil, gdy naprawdę byliśmy potęgą. Nasze złote wieki, XV i XVI, to były czas rozległego i silnie rządzonego państwa. Dobrze rządzonego. O tym myślę, co się potem stało, co takiego jest w nas, że pomogło rozpadowi. To jest dość rzadkie w europejskim wydaniu. Ale w tym poszukiwaniu przyczyn bardzo miłej książce prof. Tazbira „Polska w poszukiwaniu Europy” znalazłem takie zdanie, które właśnie mówiło o złotym wieku Polski, XV i XVI, i o tym, że ludzie mogli podróżować i zdobywać wiedzę gdzieś w Padwie czy Florencji. Oni wtedy mieli poczucie, że my, Polacy, znajdujemy się w X wieku w stosunku do tego XV czy XVI tam. Jeśli zważymy, że niewielu mogło wtedy podróżować, że świadomość rozległości naszego kraju, nie mówiąc o przynależności europejskiej była strasznie słaba. Ale proszę zobaczyć, jak to się niesłychanie prolonguje, jak ten zaścianek, jak to zamknięte podwórko rozlewa się dziś, ono jest widoczne i jak widoczna jest skłonność do zamknięcia tego podwórka. Niedawno ponad 65 procent Polaków, którzy poszli głosować zagłosowało za przynależnością do Europy. Dziś się jej boją. Na pewno są specjaliści, socjologowie, politologowie, którzy stwierdzą, dlaczego tak jest – skąd ta obawa, bo to nie jest tylko nasz przywilej. Ale jest coś dziwnego w tym, że tak jakbyśmy o tym akcesie zapomnieli. I o tej chęci poszukiwania tego profesjonalizmu, czegoś, co tam obowiązuje i czego tam powinniśmy się nauczyć.

Kamil Durczok: Na coś się pan zgadza, coś panu nie odpowiada, krytycznie pan obserwuje rzeczywistość. Chciałby pan zostać posłem albo senatorem?

Marek Kondrat: Nie.

Kamil Durczok: Wygodną pozycję pan przyjmuje – siadamy w fotelu krytyka i nie podejmuje tego wyzwania, którego podjął się Arnold Schwarzenegger.

Marek Kondrat: To prawda. Ale to jest inny kraj, młodszy kraj. A poza tym sukces tamtego kraju jest trochę inaczej mierzony. U nas było parę prób takich, byli koledzy z mojego środowiska, którzy chcieli zostać prezydentami kraju i skończyli marnie. I strasznie się obrazili na ten kraj zaraz potem. Nami zarządzają emocje, mało jest pracy. Schwarzenegger jednak terminował wcześniej w polityce, Ronald Reagan był gubernatorem Kalifornii itd. Mam status błazeński, status funkcji, która zawsze była potrzebna w kraju i była niezależna do tego, jaka formacja przychodzi, z której jest strony. To jest status człowieka, który patrzy z zewnątrz w ogóle, sercem nie przylega do żadnej ze stron. To jest dobry status, z niego korzystam, zwłaszcza, jak patrzę na Polaków, na współziomków. Rodacy lubią, jak się jest na swoim miejscu.

Kamil Durczok: Dziękuję za rozmowę.