Mężczyzna, który w środę zamordował swoją żonę, córkę i pasierbicę, a potem popełnił samobójstwo, w liście pożegnalnym oskarżył swoją rodzinę, że nie wspierała go, gdy był za kratami. Dwa dni wcześniej w podwarszawskich Ząbkach zdesperowana babcia zastrzeliła dwoje niepełnosprawnych wnucząt, po czym popełniła samobójstwo. Jak rozpoznać w swoich sąsiadach osoby skrajnie zdesperowane i jak im pomóc? Barbara Zielińska rozmawiała z dr Anettą Pereświet-Sołtan z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

Anetta Pereświet-Sołtan: To na pewno jest akt niemocy. Można zapytać, jak bardzo trzeba bać się życia, żeby pokonać ten lęk przed śmiercią. Jak głębokie trzeba mieć przeświadczenie, że nie jestem sobie w stanie poradzić, że już nie wykrzesam z siebie żadnych sił, by stawiać czoło tym trudnościom, które przede mną. Czyli wszystko jest w czarnych kolorach. I przeszłość, i teraźniejszość, i przyszłość. Nie widzę szansy, umiera nadzieja. Wtedy może się pojawić taki desperacki akt.

Barbara Zielińska: A jesteśmy w stanie pomóc takiej osobie? Są jakieś ostrzegawcze sygnały?

Anetta Pereświet-Sołtan: Niski nastrój. On musi się odbijać w naszych myślach, a nasze myśli zwykle przejawiają się w słowach, w działaniu, więc z pewnością mogą pojawiać się pewne sygnały. Bardzo zachęcam do tego, żeby w rodzinie traktować się poważnie. Nawet jeżeli to są jakieś słabe sygnały, to żeby się im poprzyglądać, żeby ich nie lekceważyć. Niezależnie od tego, czy to płynie od dziecka, czy od partnera. Potem może być tak, że jeżeli przeoczymy te sygnały, to efektem może być sytuacja, której sobie nie podarujemy, że się to jednak zdarzyło. Były też prowadzone takie badania wśród rodzin dzieci chorych onkologicznie. Okazuje się, że te rodziny, nawet jeśli dobrze funkcjonowały wcześniej, to zaczynają potem ubożeć. Pogarsza się ich status materialny, więc również obniża się poczucie bezpieczeństwa. Trudno się o tym rozmawia, więc lepiej w ogóle nie rozmawiać, bo co można właściwie powiedzieć.

Barbara Zielińska: Że wszystko będzie dobrze, jeśli sami nie wierzymy w te słowa?

Anetta Pereświet-Sołtan: No właśnie, tu pojawia się kolejny problem. Warto wiedzieć, że my nie musimy dawać nikomu rad. Taka dobra rozmowa, wspierająca, może być po prostu słuchaniem. I naprawdę, ludzie, którzy są w trudnej sytuacji, wcale nie muszą uzyskać od nas rady. Gdyby pozwolić tej osobie, która do nas przychodzi wypłakać się i wygadać, to też jest to konkretna pomoc. Z drugiej strony, jeśli chodzi o wsparcie instytucjonalne, to myślę, że jest to słabość naszego państwa. Często tak bywa, że te dzieci, te rodziny jednak są w dużej mierze pozostawione same sobie. Można wtedy mieć poczucie, że się jest samemu i że się już nie będzie miało siły do opieki, do walki nawet o codzienny byt.