Rzeka może w tym roku osiągnąć stany najwyższe od dwudziestu lat - przewidują hydrolodzy. Dr Bogusław Pawłowski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika prognozuje, że w marcu na wysokości Torunia Wisła prawdopodobnie osiągnie poziom 8 metrów i zaleje lewobrzeżną część miasta oraz Bulwar Filadelfijski.

Tomasz Fenske: Mówi pan, że mamy do czynienia ze specyficzną sytuacją: w Polsce centralnej i północnej jest więcej śniegu, niż w górach...

Bogusław Pawłowski: Na przykład w Toruniu jest w tej chwili jakieś 30 centymetrów śniegu, a na Hali Gąsienicowej kilkanaście centymetrów. Sytuacja... czy nietypowa... na pewno kłopotliwa dla tych, którzy w Tatrach chcą na nartach jeździć. Oczywiście im więcej tego śniegu spadnie, tym - później - musi dojść do sytuacji, że ta cała woda będzie Wisłą przepływać. Więc im więcej tego śniegu, tym poziom rzeki będzie wyższy.

Tomasz Fenske: Na przykład?

Bogusław Pawłowski: To zależy od od rodzaju ocieplenia, jakie przyjdzie. Być może będzie kilka jakichś takich "śródzimowych", niewielkich ociepleń do zera czy plus 2-3 stopni, które tego śniegu na raz nie ruszą. Ale w końcu przychodzi wezbranie roztopowe i zazwyczaj stan alarmowy zostaje np. w Toruniu przekroczony. Przekonamy się w marcu.

Tomasz Fenske: Jakiej wody możemy się spodziewać?

Bogusław Pawłowski: Wezbrania są, były i będą. Można przyjąć, że w tym roku będzie trochę wyższe niż w 2006 roku. Ile to konkretnie na wodowskazie będzie, to trudno powiedzieć. Myślę, że między 700 a 800 centymetrów to wezbranie w tym roku będzie miało. Z pewnością ten stan wody będzie nawiązywał do tych najwyższych w ciągu ostatnich 20 lat, a może nawet je przekroczy.

Tomasz Fenske: Mówi się o ociepleniu klimatu. Takich powodzi będzie więcej? Mniej?

Bogusław Pawłowski: Jeśli chodzi o naszą część świata, te zimy są coraz mniej siarczyste i z tym też jest zwiazane, że tego śniegu jest mniej. Co jest pewne: to, że w ciągu ostatnich lat mieliśmy łagodniejsze zimy, powoduje, że my o tych niebezpieczeństwach, związanych ze śniegiem, wezbraniami, również tymi, które lód powoduje, czyli zaporowymi, trochę zapominamy. Przez to takie zimy, jak tegoroczna, postrzegane są jako zaskakujące: śnieg leży kilka tygodni i to już jest niezwykłe. Kiedyś były tylko takie zimy. W XIX wieku Wisła zamarzała co roku, a w XVIII była zamarznięta przez kilka miesięcy, zaś zjawiska lodowe na rzece zaczynały się w listopadzie, a nie w styczniu czy w lutym. Ze względu na ocieplenie klimatu zdążyliśmy o tym zapomnieć, ale ta zima pewnie sprawi, że trzeba będzie sobie przypomnieć.

Tomasz Fenske: Wracając do "współczesnej" Wisły... Dużo lodu jest podobno na odcinku płockim?

Bogusław Pawłowski: Tutaj warto zrobić mały wstęp merytoryczny: oprócz pokrywy lodowej, takiej krystalicznej tafli, na Wiśle pod tą pokrywą są jeszcze warstwy śryżu. On może mieć różną postać, to zależy, jak ta pokrywa się budowała. Grunt, że śryżu jest tam w tej chwili około sześciu metrów, miejscami to wszystko jest zbite i zapchane do dna. Wypełnienie przekroju poprzecznego lodem przekracza nawet 70 procent. Dopóki nie przychodzi kolejne wezbranie roztopowe, to wszystko jest w porządku, bo woda się nie piętrzy i powoli się przesącza. Gdy przyjdzie wezbranie, może być naprawdę niebezpiecznie.