Chyba nikt nie przypuszczał, że będzie tu aż tak trudno - mówi o misji stabilizacyjnej w Iraku prof. Marek Belka. Gość Faktów RMF dodaje jednak, że nikt tu nie zamierza składać broni.

Jan Mikruta, Przemysław Marzec: Panie profesorze, pan po blisko 3 miesiącach w Bagdadzie, nadal jest optymistą, jeżeli chodzi o sprawy Iraku?

Marek Belka: Długie zastanowienie i westchnienie jest częściową odpowiedzią. Na pewno jestem optymistą mniejszym, niż byłem, gdy tutaj przyjechałem. Z prostego powodu: chyba nikt nie przypuszczał, że będzie tu aż tak trudno, że proces odbudowy jest tak skutecznie hamowany przez ataki terrorystyczne. Ale nikt tu nie zamierza składać broni.

RMF: Co Polska wygra na swojej strefie. Zostawmy kwestie militarne. Co nasza obecność wojskowa da Polsce?

Marek Belka: Ona już dała trochę na kredyt. Przejście do najwyższej ligi państw w polityce międzynarodowej. Może jeszcze nie tej Premier Ship, ale First Division. Może nie pierwsza szóstka, ale na pewno ta solidna pierwsza liga. To oznacza, że Polska wchodzi do Unii Europejskiej jako kraj, który nie może być ignorowany w jakichkolwiek kalkulacjach politycznych. Wydawało nam się zresztą na początku, że nasza ostra amerykańska deklaracja w sprawie Iraku osłabi naszą pozycję w UE. Stało się dokładnie odwrotnie. Jesteśmy w tej chwili w UE postrzegani - niekiedy nie bez ukrytej złości – jako samodzielny partner.

RMF: To jest zysk polityczny, a są jeszcze zyski liczone w euro, dolarach. Tutaj w Bagdadzie widzieliśmy tylko jeden polski wyrób - serek topiony. Irak jest krajem, który importuje żywność. Polska obecność jest właściwie niezauważalna.

Marek Belka: A w jakim kraju Trzeciego Świata nasza obecność jest zauważalna. Ja nigdy nie mówiłem w ten sposób, że my tutaj przyjeżdżamy podbić gospodarczo Irak. Tak naprawdę gospodarcze zyski z naszej obecności w Iraku nie muszą wystąpić w Iraku. Nasze firmy zaczynają być postrzegane jako partnerzy przez firmy, które działają na całym świecie. Jeżeli Polacy są w stanie skoordynować dwadzieścia kilka krajów i poprowadzić dywizję międzynarodową, to znaczy, że są także w stanie wyprodukować towar, który będzie pasować do międzynarodowego przedsięwzięcia gospodarczego. Tu prawdopodobnie robimy więcej dla czegoś, co się nazywa marka polska niż przez wszystkie zacne kursy i godła.

RMF: 20 krajów wchodzi w skład wielonarodowej dywizji pod polskim dowództwem. My nie mamy doświadczeń w kierowaniu tak dużymi operacjami, na dodatek polska strefa to „beczka prochu”: Karbala, Nadżaf – najświętsze miejsca szyitów. Pan nie współczuje generałowi Tyszkiewiczowi? Pan nie ma wrażenia, że to może być ponad polskie siły. Mówiąc wprost, że możemy się skompromitować?

Marek Belka: Nie sądzę, żeby Polacy mogli się skompromitować, żeby nam to groziło. Nie ma żadnych wątpliwości, że jesteśmy lepsi od wielu – zarówno w sensie bojowym, wyszkolenia, jak i – powiedziałbym – logistycznym, a także wsparcia cywilnego – od wielu krajów, które wchodzą w skład dywizji. Nie jesteśmy już naprawdę szarakiem.

RMF: Pańska rola tutaj to zbieranie pieniędzy na odbudowę Iraku. Ile udało się zebrać.

Marek Belka: Na razie – około 2 mld dolarów międzynarodowej pomocy humanitarnej i ok. 2,7 mld dolarów z pieniędzy amerykańskich. Ale te pieniądze szybko topnieją. Potrzeba jest nowych. Niestety to wszystko wisi na sprawach bezpieczeństwa.

RMF: Kiedy w Iraku będzie spokojnie, kiedy sytuacja się ustabilizuje?

Marek Belka: Ja równie dobrze mógłbym o to zapytać pana. Ja myślę, że te najbliższe 3 miesiące czy też do końca roku – to jest okres decydujący, ale to jest poniekąd myślenie życzeniowe. A tak naprawdę to byśmy chcieli, by to się uspokoiło w ciągu tygodnia. Ale czy się uda zwyciężyć w tej walce przez te najbliższe 3-4 miesiące tego nie wiem?

RMF: Dziękujemy za rozmowę.

Foto: Jan Mikruta, Przemysław Marzec, RMF Irak