"Gdybym był ukraińskim dyplomatą, szukałbym jak największej liczby sojuszników i także w warstwie językowej starał się zabiegać o wsparcie" - tak w Popołudniowej rozmowie w RMF FM szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz skomentował wczorajsze, kontrowersyjne słowa Wołodymyra Zełenskiego na forum ONZ.

Dziś do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wezwano ambasadora Ukrainy. Polska dyplomacja chciała przedstawić swoje stanowisko po zaskakujących słowach Wołodymyra Zełenskiego, który mówił na forum ONZ o "europejskich przyjaciołach, którzy przygotowują scenę pod moskiewskiego aktora". Jaki był cel takiego ruchu polskiego resortu i czy to kolejny etap eskalacji napięcia między Kijowem i Warszawą?

Nie chodzi eskalowanie konfliktu, chodzi o przekazanie naszego stanowiska. Naszym zdaniem tego typu język zaprezentowany w ONZ, nie jest konstruktywny, nie prowadzi do rozwiązania wyzwań natury gospodarczej i Ministerstwo Spraw Zagranicznych chciało to bezpośrednio przedstawić stronie ukraińskiej. Czym innym jest rozmowa przez media, a czym innym rozmowa bezpośrednia dyplomatów. Minister Jabłoński przyjął ambasadora Zwarycza - tłumaczył Przydacz.

Tomasz Terlikowski zapytał, czy bezpośredniej rozmowy z Wołodymyrem Zełenskim nie powinien przeprowadzić w obecnej sytuacji prezydent Andrzej Duda. Tym bardziej, że takie spotkanie było przecież planowane w Nowym Jorku.

Niestety z uwagi na dynamiczną sytuację na samym zgromadzeniu ogólnym, wczoraj nie doszło do tego spotkania, ale właśnie rozpoczyna się posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdzie pan prezydent bierze udział w dyskusji i będzie zabierał głos. Dyskusja dotyczy także sytuacji bezpieczeństwa Ukrainy. Ma też być obecny Wołodymyr Zełenski. Z całą pewnością tam do kontaktów bezpośrednich dojdzie - wyjaśnił prezydencki doradca.

Dodał także, że dziś w Nowym Jorku politycy będą mieć cały dzień na dyskusje. Do dialogu potrzebne jest jednak zainteresowanie obu stron:

My jesteśmy otwarci, to strona ukraińska musi również chcieć rozmawiać.  Natomiast widzimy po słowach padających z ust najwyższych przedstawicieli Ukrainy, że tego konstruktywnego podejścia tam niestety brakuje - skomentował Marcin Przydacz.

Czy możemy odnieść wrażenie, że strona ukraińska takiego spotkania unika - dopytywał prowadzący Popołudniową rozmowę w RMF FM.

Nie jestem w stanie odpowiadać za stronę ukraińską. Ale nie należy spodziewać się jakiejkolwiek zmiany (polskiego) stanowiska. Uważamy, że polski rolnik, rynek zbożowy, powinien być chroniony, co nie znaczy, że nie ma możliwości tranzytu ukraińskiego zboża. Ten tranzyt jest realizowany w dużo większej skali niż to miało miejsce na początku tego roku. My robimy wszystko, co możliwe. Chcielibyśmy, żeby strona ukraińska też to rozumiała - odpowiedział szef Biura Polityki Międzynarodowej.

Co ze słowami Zełenskiego o "moskiewskim aktorze"?

O ile przez ostatnie tygodnie wydawało się, że oś sporu między Kijowem i Warszawą będzie oparta o konflikt zbożowy, o tyle wczorajsze słowa Wołodymyra Zełenskiego o "europejskich przyjaciołach, którzy przygotowują scenę pod moskiewskiego aktora" wydaje się otwierać nowy rozdział w coraz trudniejszych relacjach polsko-ukraińskich.

Ja już komentowałem publicznie tę wypowiedź. Ona w żaden sposób nie jest konstruktywna. W żaden sposób nie powoduje, że posuwamy się naprzód w dialogu. Po wszystkich aktywnościach, które Polska realizowała w ostatnich miesiącach, bezpośrednio wspierając i pomagając Ukrainie, takie słowa są dla nas absolutnie nieakceptowalne, niesprawiedliwe i dla wielu Polaków krzywdzące. Ale nie piszę przemówień prezydenta Zełenskiego. Myślę, że strona ukraińska powinna dwa razy zastanowić się zanim zaczyna mówić tego typu rzeczy - skomentował Przydacz i dodał, że słowa ukraińskiego prezydenta krytycznie odebrano także w innych państwach sąsiadujących z Ukrainą.

Rozumiemy, że sytuacja na Ukrainie jest trudna, ale jednak to my jako państwa sąsiednie jako pierwsi stanęliśmy po stronie Ukrainy i dobrze by było żeby ten fakt był odpowiednio zapamiętany - podsumował doradca Andrzeja Dudy.

Może więc za niespodziewaną retoryką Zełenskiego kryją się inne siły? Może ktoś próbuje skłócić dwa zaprzyjaźnione narody - dopytywał Terlikowski.

Z całą pewnością są tacy, którzy podpowiadają w Kijowie, być może źle, być może nie są zainteresowani tym, by ta relacja polsko-ukraińska rozwijała się jak najlepiej. Na pewno są tacy, którzy zazdroszczą Polsce rosnącej pozycji na arenie międzynarodowej i być może będą chcieli wykorzystywać to wyzwanie natury gospodarczej (kryzys zbożowy) do poróżnienia (Ukrainy i Polski). Uważam, że w interesie naszego bezpieczeństwa ten dialog między Kijowem i Warszawą powinien być realizowany. Natomiast nie wiem, jak strona ukraińska do tego podchodzi - komentował Przydacz.

W Polsce słowa Zełenskiego wszystkich zaskoczyły. W naszym kraju, po wczorajszym wystąpieniu ukraińskiego prezydenta rozległ się głośny jęk zawodu.

W pewnym sensie to rozumiem, że Polacy w sposób krytyczny przyjęli wypowiedź prezydenta Zełenskiego. Sam ją traktuję dość krytycznie. Wydaje się, że Ukraina odrzuca dłonie, które świadczą jej pomoc. Nie jest to do końca zrozumiałe. My będziemy realizować taką politykę, by bezpieczeństwo Polski było zapewnione. Poprzez wzmacnianie polskiej armii, poprzez wzmacnianie sojuszy, czy poprzez trzymanie rosyjskiej armii jak najdalej od naszych granic - tłumaczył Marcin Przydacz i dodał, że nie jest w stanie przewidzieć, czy i kiedy nastąpi realne ocieplenie relacji między Kijowem i Warszawą. To jednak powinno leżeć w interesie samej Ukrainy.

Ukraina jest w trudnej sytuacji, bo podlega rosyjskiej agresji. Gdybym był ukraińskim dyplomatą, szukałbym jak największej liczby sojuszników i także w warstwie językowej starał się zabiegać o wsparcie innych państw - zasugerował Przydacz.

Przydacz: Ukraina powinna mieć świadomość, że wsparcie dla niej dociera przez Polskę

W polityce zagranicznej dobrze jest kierować się konkretnymi celami i zadaniami, a nie tylko emocjami. Jasne jest, że Ukraina powinna mieć świadomość, ze to wsparcie, które do niej dociera i z Polski, ale także z innych państw, dociera przez Polskę, wiec ta świadomość powinna być tam dużo wyższa - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM Marcin Przydacz pytany o ostatnie napięcia na linii Warszawa-Kijów. Minister nie przewiduje jednak rewolucji w stosunkach polsko-ukraińskich.

My wszyscy powinniśmy wiedzieć, ze wspieramy Ukrainę nie tylko z sympatii i dla dobrego samopoczucia, ale robimy to w dobrze pojętym interesie bezpieczeństwa państwa polskiego. Nie czas dzisiaj na emocjonalne reakcje. Podchodzimy do tego na spokojnie. Zobaczymy, jak strona ukraińską dalej będzie prowadzić swoja politykę zagraniczną - mówił prezydencki minister.

Afera wizowa, to tylko kampania wyborcza, czy coś więcej?

W rozmowie pojawił się też wątek afery wizowej. 

Cała dyskusja wokół wiz jest bardzo silnie rozdmuchiwana przez opozycję w ramach kampanii wyborczej. Jest tam sporo półprawd i kłamstw, celowo, emocjonalnie rozbudowywanych po to, aby atakować rząd w przededniu wyborów - stwierdził Przydacz. 

Obecny szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej w latach 2019-2023 pracował w resorcie spraw zagranicznych. 

Będąc w MSZ odpowiadałem za działkę amerykańską, wschodnią i bezpieczeństwa. Tak to jest w każdej korporacji, a w tym sensie MSZ jest korporacją, że każdy z wiceszefów ma swoją działkę odpowiedzialności. Akurat sprawami konsularnymi w ogóle się nie zajmowałem. Odpowiedzialność polityczna została poniesiona, został odwołany wiceminister Wawrzyk, zostały odwołane także te osoby, które dopuściły się nieprawidłowości. Jeśli będą kolejne jakiekolwiek informacje, to są podejmowane decyzje. Aczkolwiek ja nie spodziewam się, wbrew temu, co mówi polska opozycja, że to jest jakaś masowa skala. Nieprawidłowości były, dotyczyły, jak prokuratura podaje, dwustu kilkudziesięciu przypadków. Tym się różnimy od naszych poprzedników, że my chirurgicznym ruchem przecinamy i gorącym żelazem wypalamy wszelkie nieprawidłowości - mówił Marcin Przydacz. 

Dodał tez, że nie wiedział wcześniej o jakichkolwiek nieprawidłowościach przy wydawaniu wiz. 

O sprawie dowiedziałem się wtedy, kiedy pojawiła się w mediach. I to chyba dobrze, że urzędnicy państwowi nie są informowani o szczegółach prowadzonych śledztw - mówił Przydacz.

Tomasz Terlikowski zapytał swojego gościa także o wczorajsze zatrzymanie przez policję posłanki KO Kingi Gajewskiej podczas spotkania premiera Morawieckiego z wyborcami w Otwocku. Jeżeli policjanci byli poinformowani przez panią poseł, pokazała legitymację, że jest polskim posłem i chroni ją immunitet, to sprawa jest bardzo widoczna. Natomiast znając niektórych posłów PO, jestem w stanie sobie wyobrazić, że celowo wykreowano spektakl, żebyśmy o tym rozmawiali - powiedział Przydacz.

Prezydencki minister odpowiedział też na pytanie, czy obejrzy "Zieloną granicę" - najnowszy film Agnieszki Holland o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Nie wybieram się do kina. Raczej podchodzę krytycznie do tego filmu - odpowiedział prezydencki minister.