Wielkie brawa i czapki z głów. Panie i Panowie, mamy w końcu wielkie sukcesy w polityce zagranicznej - obwieścił niedawno prezydent Bronisław Komorowski. Mówi się, że mamy takich polityków, na jakich sobie zasłużyliśmy. Cóż, nie najlepiej to chyba o nas wszystkich świadczy.

Sprawdzają się niestety moje wcześniejsze obawy. Aż mi się wierzyć nie chciało, kiedy przeczytałem, jak Bronisław Komorowski sam sobie gratulował „osiągnięć” na scenie międzynarodowej. A druga rzecz, która powiedziałbym, się ewidentnie udała, no to powiedziałbym, każdemu bym życzył prezydentowi na przyszłość i w przyszłości również, żeby mógł się pochwalić zrobieniem dla Polski czegoś takiego jak ja – w sensie kontaktów zagranicznych. No, to jednak jest korona Himalajów, proszę panów, kontakt... kontakty i takie ważne spotkania: papież, prezydent Stanów Zjednoczonych, prezydent Rosji, prezydent Niemiec w ciągu... i teraz jeszcze (…) prezydent Francji i pani kanclerz Merkel, a w najbliższych czasach też dalsze kontakty na najwyższych szczeblach, a to jest dowód oczywiście na to, że Polska odzyskuje swoją pozycję kraju o stabilnej polityce, ważnego partnera i kraju, z którym chce się utrzymywać relacje na najwyższych szczeblach - oświadczył z dumą w jednym z niedawnych wywiadów.

Inne kraje chcą z nami utrzymywać relacje?! Padam na kolana z wrażenia. Zdarzyła się rzecz wiekopomna - z prezydentem RP zgodzili się spotkać Obama, Miedwiediew, Sarkozy i Merkel! No to otwieramy szampana, bo takie „osiągniecie” polskiej polityki zagranicznej trudno będzie powtórzyć - jak sam Komorowski twierdzi - jego następcom! Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Czy prezydent - złośliwie nazywany przez niektórych dziennikarzy „wójtem” lub „sołtysem” - wywalczył na tych spotkaniach cos ważnego dla Polski? Tym jakoś dziwnie Komorowski już się mniej chwali - a przynajmniej chwali się w sposób mniej konkretny. A przepraszam, wskrzesił spotkania na szczycie Trójkąta Weimarskiego, który - podobnie jak tzw. europejska obrona, zapowiadana jako jeden z priorytetów polskiego przewodnictwa w UE - wygląda bladziutko nawet na papierze. Sarkozy i Merkel będą też wspierać nasze zbliżenie z Rosją. Wielka sprawa - tym bardziej, że wspierali już tę opcję nawet przed objęciem przez Komorowskiego najwyższego urzędu.

Euforia Komorowskiego przypomina mi pierwsze spotkanie Sarkozy’ego - po wprowadzeniu się przez tego ostatniego do Pałacu Elizejskiego - z innymi przywódcami G8. Największa francuska sieć telewizyjna TF1 porównała wtedy jego zachowanie do uszczęśliwionego dziecka, któremu wreszcie pozwolono przebywać z dorosłymi. Sarkozy się jednak szybko opamiętał i uznał, że sam też już jest „dorosłym politykiem” (choć według złośliwych paryskich komentatorów ciągle jeszcze czasami cofa się do okresu „dojrzewania”). Co do naszego prezydenta - nie wiem, jakich dalszych sukcesów mu życzyć w polityce zagranicznej. Bo - jak sam podkreśla - „koronę Himalajów” już w tej sferze zdobył. Mamy takich polityków, na jakich sobie zasłużyliśmy. Smutna prawda.