Wayne Rooney jest chyba jedynym zawodnikiem, który mógł nawiązać walkę z Lionelem Messim o tytuł najlepszego piłkarza Europy w 2010 roku. Mógł, gdyby Manchester United nie odpadł z Ligi Mistrzów.

Przyznaję otwarcie: jestem fanem ryżego napastnika Czerwonych Diabłów. Ucieszyłem się, kiedy z Old Trafford odszedł napompowany przekonaniem o własnym geniuszu Cristiano Ronaldo i zrobił miejsce Rooneyowi. Dzięki temu "Wazza" rozgrywa najlepszy sezon w karierze. Ciągle haruje jak wół, ale też strzela jak na zawołanie.

Wszystko zaczęło się psuć w Monachium, w pierwszym meczu z Bayernem, w którym Rooney skręcił kostkę. A może tylko podkręcił, skoro wbrew prognozom pojawił się na boisku w starciu rewanżowym? Nieważne, pojawił się, grał świetnie, ale kontuzja się odnowiła. A najgorsze, że Manchester odpadł.

Odpadł grając pięknie, ale naiwnie. Manchesterska młodzież - Valencia, Nani, Rafael - chyba nie miała świadomości, że drużynę taką jak Bayern dobije pięć, sześć bramek, ale nie trzy. A szalejące Diabły miały szansę na egzekucję jeszcze przed przerwą. Niefrasobliwość drogo kosztowała, egzekutorem bezlitosnym okazał się Robben.

Bayernowi należy się szacunek, choć śmiem twierdzić, że bez czerwonej kartki dla Rafaela monachijczycy na awans nie mieliby szans. Szkoda Manchesteru, a przede wszystkim Rooneya. Liczyłem na powtórkę finału z Barceloną i pojedynek Messi - Rooney. Obaj są niesamowici. Messi gra oczywiście bardziej bajecznie i widowiskowo. Ale pamiętajmy, jest Argentyńczykiem, finezję futbolu ma we krwi, żaden Anglik nie ma na to szans (George Best pochodził z Belfastu...). Rooney jest teraz na wyspach numerem jeden. O jego kostkę modliła się cała Anglia, bo bez niej nie ma nie tylko Manchesteru, ale też reprezentacji. Napastnik jest dosłownie "najbardziej wartościowym piłkarzem".

Jednak kto wie, może wyścig po Złotą Piłkę nie jest jeszcze rozstrzygnięty? W tym roku oprócz Ligi Mistrzów mamy jeszcze mistrzostwa świata. Może Rooney wyzdrowieje na dobre i zagra turniej życia? Messi ma w reprezentacji dużo trudniej. Wszak trenerem jest Diego Maradona, który coraz częściej wymieniany jest jako DRUGI najlepszy piłkarz w historii Argentyny. A klasyfikację na najgorszego trenera wygrywa w cuglach.