Pięć lat temu doszło w Polsce do quasi-sportowego ewenementu. Oto w obliczu śmierci papieża Jana Pawła II pojednali się kibice Cracovii i Wisły Kraków oraz Legii i Polonii Warszawa. Nie mnie oceniać, na ile te gesty były spontaniczne, a na ile wymuszone powagą i doniosłością chwili. Wiem jednak, że były cenne. Stałem wtedy obok kościoła św. Anny w Warszawie i widziałem Artura Boruca splatającego szalik Legii z szalikiem Polonii.

Wiele wtedy mówiło się o pokoleniu Jana Pawła II. Niektórzy liczyli na to, że spontanicznie utworzona wspólnota ukorzeni się, a ludzie chodzący na stadiony na dłużej zrozumieją, że zawody sportowe nie są okazją do okazywania nienawiści czy areną burd i bijatyk.

Pięć lat później, w Wielki Czwartek w Mysłowicach grupa zamaskowanych ludzi z kijami bejsbolowymi w rękach wkroczyła wieczorem na trening kickboxingu. Wpadli na sale i pałami sprali kickboxerów - mówił stróż pilnujący szkoły. Przed budynkiem rozbite auta, ślady bijatyki i awantury. Autorami tego wielkoczwartkowego "misterium" byli najprawdopodobniej pseudokibice Ruchu Chorzów i GKS Katowice. Najprawdopodobniej, bo pobici nabrali wody usta.

Ciekawe ilu z tych bijących i pobitych pięć lat temu zapalało świeczki.