"Nie znaleźliśmy dowodów na masowe fałszerstwa" - powiedział o wyborach samorządowych w 2014 roku prof. Mikołaj Cześnik, z grupy badaczy, którzy sprawdzali wyborcze nieprawidłowości sprzed 2 lat. Gość Tomasza Skorego w "Daniu do Myślenia" mówił, że w 2014 roku liczba głosów nieważnych pustych była bardzo podobna jak cztery lata wcześniej, natomiast liczba głosów nieważnych z wieloma krzyżykami na karcie była trzy razy większa niż w poprzednich wyborach. Powody takiej sytuacji gość programu wskazywał głównie w braku edukacji wyborców i jasnych instrukcji dla głosujących.

Tomasz Skory: Mijają dwa lata od wyborów samorządowych w 2014 roku, które przebiegły - przypomnijmy sobie wszyscy - aż tak źle, że doszło do okupacji Państwowej Komisji Wyborczej, dymisji jej członków, postawienia zarzutów głównemu informatykowi PKW i powszechnego zwątpienia w wynik wyborów. Czy te wybory były lub mogły być sfałszowane, a ich wyniki zmanipulowane?

Prof. Mikołaj Cześnik: Robiliśmy to długo, dlatego że my - jako empirycy - chcieliśmy wygłosić coś pewniejszego, tezy z pełnym przekonaniem - to wymaga czasu. Ci, którzy wygłaszają stwierdzenia na temat tamtych wyborów - a nie widzieli tego materiału, który my widzieliśmy - są trochę w gorszej sytuacji. To są ich domniemania. Mamy co do niektórych rzeczy pewność albo przekonanie graniczące z pewnością.  Nie znaleźliśmy żadnych dowodów na masowe fałszerstwa. Przede wszystkim chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego było tak dużo nieważnych głosów. Odpowiedź jest taka - liczba głosów, które były nieważne, na których wyborcy nic nie zostawili - była bardzo podobna do tej w 2010 roku. Dramatycznie wzrosła liczba głosów tzw. wielokrzyżykowych. Mówimy o wyborach do sejmików samorządowych - to najprawdopodobniej był efekt tzw. broszury czy karty do głosowania broszurowanej.

Taka jest tego przyczyna? Trzy razy więcej głosów, w których wyborcy zakreślili więcej niż trzeba?

Są dosyć mocne dowody empiryczne na to. Liczba tych głosów przyrosła bardzo dużo. Przypominam - w 2010 roku karta broszurowana była wyłącznie na Mazowszu czy w województwie mazowieckim. Teraz była we wszystkich województwach.

Broszurowość kart do głosowania to nie żadna nowość. To się zdarzało i w poprzednich wyborach. Nagle wszystkim - nie chcę powiedzieć - mózg odjęło, że przestali rozróżniać...

To byłoby za daleko idące stwierdzenie. Mówimy o specyficznych wyborach. Wybory do sejmików są wyborami, które dla bardzo wielu wyborców są mało ważne, odległe.

To nie jest mój burmistrz, którego znam - to jest gdzieś daleko w województwie.

To nie jest ktoś, kogo widziałem, kto ma bezpośredni wpływ na moje życie. Liczba pustych głosów jest prawie taka sama - to pokazuje, że jest cała masa wyborców, którzy wrzucając je, nawet do nich nie zaglądali. Są tacy, którzy chcieli zagłosować - wiele wskazuje na to, że się pomylili. Pomylili się prawdopodobnie także z tego powodu, że PKW bardzo wyraźnie nawoływała do tego, żeby stawiać krzyżyk na każdej karcie.

Broszura była kartą, ale tego oficjalnie nie powiedziano.

Było wiele kart - rozumianych w takim potocznym sensie. Wygląda na to, że bardzo wielu wyborców miało poczucie, że oddało ważny głos - tymczasem on się później okazywał nieważny.

Mamy pewność, że ta wielokrzyżykowość nie powstała w sposób zamierzony? Tak jak pokazywał jeden z polityków ówczesnej opozycji, że można sobie namazać na kciuku krzyżyk i następnie dociskając ten kciuk na kolejnych kartach z wynikami głosowań - powielać go.

To jest możliwe działanie. Musielibyśmy sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego część z tych fałszujących stawiało te krzyżyki... Przypominam, że do unieważnienia głosów wystarczy jeden dodatkowy krzyżyk na karcie, na której już jeden stoi. Tych głosów wielokrzyżykowych - liczba tych skreśleń była znacznie większa. To nie jest tak, że były tam wyłącznie karty unieważnione - przyjmując ten tryb myślenia za logiczny. Unieważnione w taki sposób, że dostawiono tylko jeden krzyżyk. Tych krzyżyków było znacznie więcej - to osłabiałoby ten sposób myślenia.

Trudno mi zaakceptować przykry fakt, że wszystkie wybory planowane i realizowane do tej pory były robione niejako instynktownie. Dopiero grupa naukowców - takich jak pan - przyjrzała się sposobi prowadzenia wyborów i wskazała gdzie są błędy. Nie należy robić broszurowanych kart do głosowania itd. Jak się zdaje wszystko to było robione w oparciu o wyobrażenie urzędnicze, polityczne - takich krawaciarzy, a nie zwykłych ludzi. To jest ten błąd?

To jeden z błędów. Nie korzystano także z wiedzy, która jest na temat. Na przykład komunikowania się z obywatelem w XXI wieku - któremu jak się przygotowuje kartę do głosowania - należy przyrządzić instrukcje. Należy przyrządzić ją w taki sposób, aby on zrozumiał o co chodzi.

Wyjmę to panu z ust - z analizy językoznawczej wynika, że komunikat dla wyborców zawarty na karcie do głosowania jest zrozumiały po 17 latach edukacji, czyli dopiero po studiach.

Czy członkowie Komisji też bywają niedouczeni? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl