W tym roku mija 40 lat od ukazania się we Francji książki Annie Ernaux zatytułowanej „La Place”.

Niewielki tom wydany nad Sekwaną w 1983 r., sześć lat później pojawił się nad Wisłą. W polskich księgarniach można było kupić cieniutką książeczkę z serii Państwowego Instytutu Wydawniczego z czarną, minimalistyczną okładką. Nazwisko autorki i tytuł „Miejsce” – nic spektakularnego. 

To nie była- z tego, co pamiętam- żadna rewolucja, zresztą wtedy – w 1989 r.- Polacy, nawet ci łapczywie pożerający nową literaturę, żyli inną gwałtowną zmianą, raptowną erozją komunizmu, jak na filmie puszczonym w przyspieszonym tempie przez kinowego operatora pozostającego w ukryciu. Nagroda Nobla w zeszłym roku, a właściwie już wcześniejsze typowanie Francuzki, pojawienie się jej kandydatury na listach bukmacherskich, zmieniło perspektywę. Sam poszukiwałem tej skromnej książeczki w roku poprzedzającym uhonorowanie Annie Ernaux najbardziej prestiżowym światowym wyróżnieniem. Bardzo trudno było znaleźć „Miejsce”. Kupić - nie sposób. Teraz dwie książki laureatki bez problemu można w Polsce przeczytać. Są już po polsku słynne „Lata”, jest zbiorczy tom pt. „Bliscy”. Jakiś czas temu nagrałem podcast na temat twórczości pisarki. W natłoku zajęć nie opublikowałem od razu kolejnej lekcji z cyklu „Francuski kulturalnie”. Postanowiłem uczynić to teraz, a przy okazji dołączyć trochę moich pośpiesznych notatek. Od razu zaznaczę, że są zaprojektowane według pewnego wzoru, i być może są niestety trochę hermetyczne, a w każdym razie wymagające rozwinięcia. Jednak nie mam czasu na rozpisywanie się, opatrywanie tekstu cytatami, więc muszę się ograniczyć do takich molekularnych i rapsodycznych notek. Mam jednak nadzieję, że podane tu tropy skłonią ciekawych Czytelników do własnych poszukiwań, że zainspiruję choć garstkę z Was do indywidualnych lektur i polemik.   

1.

Annie Ernaux - literacka Noblistka za 2022 r.- jest uznawana za ikonę feminizmu. Notabene samo pojęcie "ikony", ta nieznośna językowa klisza, nabiera w przypadku autorki "Pewnej kobiety" dodatkowego, oryginalnego, zaskakująco metafizycznego charakteru. Dialektyka "świeckości" i ”świętości" to coś, co mnie uderzyło w tej prozie, tak automatycznie przypisywanej nurtowi „laickiemu”, bezdyskusyjnie „postępowemu”. Rysunek postaci w prozie Ernaux, szczególnie tych z najbliższego kręgu rodzinnego (ojciec, matka, siostra), pomimo werystycznego, często naturalistycznego stylu, otacza bowiem tajemnicza dla mnie aura, symboliczna otoczka, a nawet quasi-religijna "aureola"- (post)chrześcijański "nimb", (post)katolicka "mandorla"? Oczywiście nie ma tu mowy o tradycyjnej religijności, choć kuszące byłoby dla mnie umieszczenie wydanego w Polsce zbiorczego tomu "Bliscy" w kontekście myśli postsekularnej, także w jej nurcie feministycznym. Gdybym jednak poszukiwał na siłę konserwatywnego rysu, „prawicowego odchylenia” w tej „demitologizującej” tradycję twórczości, naraziłbym się tylko na śmieszność. Yvetot- rodzinna, normandzka miejscowość pisarki, notabene znana czytelnikom "Pani Bovary" Gustawa Flauberta - jest wprawdzie w utworach Noblistki opisywana jako tradycjonalistyczny mikroświat, w którym życie wyznaczały katolickie święta, liturgiczny kalendarz i związane z nimi zwyczaje, ale dla niej samej to rodzaj dusznego getta:  klasowego, mentalnego, obyczajowego, kulturowego i cywilizacyjnego. Nostalgia za światkiem świąt i świątków (fluorescencyjnych figurek "matekboskich"), że tak syntetycznie to ujmę, przejawia się na głębszym, językowym poziomie, nie zawsze oczywistym, zwykle niedeklaratywnym, bywa że spychanym gdzieś w powieściową "pod-świadomość", z wszystkimi jej "pod-tekstami", stylistycznym "pod-obraziem", symboliczną "ikono-logią", dość klarowną dla czytelników „Triumfu religii” Jacquesa Lacana. Intrygująca także z innego powodu jest proza Annie Ernaux dla odbiorcy takiego jak ja - polskojęzycznego, heteroseksualnego mężczyzny, raczej o konserwatywnych inklinacjach czy też matrycach mentalnych - dla którego zarówno francuszczyzna jak i kulturowa praktyka feministyczna, są językami obcymi. Dydaktyczny charakter mojej lektury "Lat" ("Les Années") oraz tomu "Bliscy", polskiej antologii, na którą składają się trzy mikroopowieści "Miejsce" ("La Place"), "Pewna kobieta" ("Une femme") i "Druga córka" ("L'autre fille"), polegał na samodzielnym, wnikliwym (dosłownie z ołówkiem w ręku) przestudiowaniu obu polskich tłumaczeń, potem na ożywionej dyskusji z dwiema kompetentnymi paniami - kulturoznawczynią i tłumaczką języka francuskiego dr Joanną Wilkońską oraz Agatą Kozak, autorką przekładu prozy Annie Ernaux (niezwykle istotny kobiecy punkt widzenia), a na koniec mojej prywatnej, domowej autoedukacji lingwistyczno-filozoficznej. Yvetot potraktowałem poza tym jako literacki obraz także mojej nowohucko-ryglickiej prowincjonalności, własnej życiowej drogi, bo tak od zawsze egocentrycznie traktowałem wartościową dla mnie literaturę. Zwyczaj ten, sam w sobie prowincjonalny, pasuje tu do tematu - społecznego i kulturalnego awansu, wyjścia w "wielki świat" oraz porzucenia rodzinnego mikrokosmosu przez Annie Ernaux, i jest moim zdaniem odpowiedni do przedmiotu kolejnej radiowej lekcji z cyklu "Francuski kulturalnie". Można się zżymać na taki mój tutaj tupet i ekshibicjonizm, ale warto może również potraktować ten mój eksces, tę z lekka szaloną szarżę, jako inspirację, mocny bodziec dla mniej śmiałych odbiorców, zachętę do większej czytelniczej, osobistej odwagi?

2.

Analizuję moje liczne notatki automatycznym ołówkiem na marginesach książek Francuzki i już początkowe glosy dotykają najbardziej intymnego momentu, jaki człowiek dorosły, ale przecież zawsze dzieckiem swych Bliskich (les Proches) będący, jest sobie w stanie wyobrazić- ujrzenia własnych rodziców w ich absolutnym obnażeniu: somatycznym, seksualnym, ostatecznym. Napotykamy już na pierwszych stronach książki pt. "Miejsce" ("La Place") "miejsce" w tekście szczególne, swoisty "matecznik" i jednocześnie "ojcowiznę" tej prozy, obraz rodzinnego kręgu życia i śmierci, wirującą przed oczyma czytelnika scenę o niezwykłej energii, akcelerator sensu i snu, naturalistycznej realności oraz koszmaru na marach. Drogi życiowe młodej bohaterki, która dopiero co zdała "egzamin praktyczny na nauczycielkę szkół ponadpodstawowych", powiodły ją nagle wstecz, z powrotem do domu, do rodzinnej miejscowości, do najbliższych krewnych, od których sukces zawodowy i awans społeczny już tak mocno, wydawało się, ją oddalił, a tu widzi w zbliżeniu nagie ciało umarłego ojca, w groteskowej, surrealistycznej scenie z penisem. Rytualizacja jest najwyraźniej najtrwalszym elementem naszej człowieczej (jeszcze ciągle) egzystencji, bo dopada nas w momentach największego (pozornego) triumfu nad tradycyjną, plemienną i rodową spuścizną. Opuszczenie domu rodzinnego jest warunkiem koniecznym w dziele stworzenia … domu rodzinnego. Genetyczne gonienie w piętkę, zapętlenie pokoleniowe, może być górnolotnie nazywane łańcuchem generacyjnej ewolucji, sztafetą DNA, ale jest tylko loopowaniem losu, kołowrotkiem chomika z gatunku homo sapiens sapiens. Yvetot, rodowe gniazdo, może być potraktowane jako alegoryczny organizm społeczny z tworzącymi ją komórkami znającymi swoje miejsce i akceptującymi odgórne zaszeregowanie. Nuda i przewidywalność takiej socjobiologii z pewnością też mogą być źródłem fascynującej literatury, niekoniecznie banalnej czy banalistycznej, czego przykładem naturalistyczny nurt w powieściopisarstwie, z jego zniewalającym bohaterów fatalizmem. Indywidualne dewiacje, ewolucyjne anomalie, spersonalizowane choćby w postaci Madame Bovary, Flaubertowskiej buntowniczki przeciwko socjobiologicznej predestynacji, potwierdzają tylko okrutną regułę przyrodzonej roli. Dzieje kobiety niemieszczącej się w (drobno)mieszczańskiej matrycy, która za swój nonkonformizm, egocentryzm, hedonizm oraz ambicje wykraczające ponad własną społeczną klasę, zapłaciła cenę życia, to jeden z najbardziej pouczających przykładów francuskiej p(r)ozy XIX w. Yvetot wiek później, w książkach Annie Ernaux, to już nie bankructwo a -okupiony trudami i tyradami oporu- triumf kobiety wyzwolonej. Zmiana to totalna, i nawet jeśli to tylko los tak chciał, bo ten onomastyczny rym „Yvetot” to czysty przypadek, to jako czuły czytelnik traktuję to jako znak, a co najmniej inspirację do ryzykownych refleksji. Może właśnie takie koincydencje są najwartościowszą cechą literatury, dziedziny twórczości nie podlegającej do końca logice naukowego wywodu, nawet jeśli oboje przywoływanych przeze mnie autorów - Flaubert oraz Ernaux - cechuje szacunek do scjentystycznych metod poznania i opisu, zarówno świata, jak i człowieka (ludzi).

3.

Analiza książek Noblistki, które ukazały się w polskim tłumaczeniu, powinna ukazać ich szerszy kontekst niż tylko tło biograficzne autorki oraz najnowsza historia Francji. Nasycenie intymnej prozy Ernaux odniesieniami kulturowymi, a zwłaszcza literackimi, "intertekstualność" jej opowieści, że nawiążę do terminu innej sławnej francuskiej feministki Julii Kristevej, skłania przynajmniej do sięgnięcia po dzieła przywoływane przez autorkę "Lat". "Druga płeć" Simone de Beauvoir jest wprost lekturą obowiązkową dla tych, którzy chcą cokolwiek pojąć nie tylko z istoty rewolucji obyczajowej i tożsamościowej we Francji lat 40., 50., 60. i kolejnych dekad, ale także zrozumieć, czym dla pisarek tego okresu była zmaskulinizowana tradycja literacka, "męskie granie" w przeszłej prozie. Rozdziały z "Le deuxième sexe" poświęcone męskim mitom kobiecości i analizujące twórczość panów (i Panów z ich niewolnicami) takich jak Stendhal, Claudel,  Breton czy Montherlant to bardzo ważny, choć nieoczywisty odnośnik. Otoczka literacka historii osobistych Annie Ernaux jest według mnie równie istotna jak jej (kokieteryjne chwilami, a może nawet zacierające tekstualne ślady i kulturowe tropy) odżegnywanie się przez tę literatkę par excellence od literackości jako takiej. Gra z czytelniczkami i czytelnikami (świadomie stosuję tę podwójną, rodzajową formułę dla rzeszy odbiorców) odbywa się jednocześnie na dwóch poziomach. Y... - ten skrót miejscowości obecny na kartach opowieści Noblistki- zwizualizowałem sobie jako znak takiego rozdwojenia, tej literackiej "bifurkacji". Negacja tradycji - paradoksalnie – tylko wzmacnia jej obecność. Ignorowanie ją wyklucza, i tylko całkowite pominięcie ją unicestwia, warto o tym pamiętać. Dualizm form żeńskich i męskich - na podobnej zasadzie- podkreśla tylko różnice i niekoniecznie prowadzi do równouprawnienia. Ypsilon to dla mnie formalny symbol funkcji zmiany stanu w samej formule feminizmu. Zmiana jest ostatnimi czasy (sic!) absolutnie rewolucyjna i -szczerze mówiąc- autentycznie mnie przeraża. Matka obnażona przez Annie Ernaux, ukazana w sytuacjach najbardziej intymnych, ojciec rozebrany ze wstydu ostatecznego, wyeksponowany w swej nagości bezbronny trup taty, w ciemnym świecidle śmierci, to dla mnie wstęp do kolejnych, bardziej agresywnych rozdziałów transgresyjnej księgi feminizmu, pisanych przez kolejne, jeszcze radykalniejsze pisarki (jak Rosi Braidotti z jej dziełem o znaczącym tytule „Po człowieku”), pozbawione wszelkich kulturowych zahamowań przedstawicielki feministycznej rewolucji, już nie społecznej, a posthumanistycznej, po której, całkiem możliwe,  nie będzie nie tylko żadnych tabu, jakichkolwiek barier i podziałów płciowych, po prostu nie będzie granic między tym, co ludzkie i nie-ludzkie, w kosmosie (chaosie?) androgynicznych androidów.