Pierwszym przykazaniem dyplomacji jest niedopowiedzenie – nie mówi się niczego wprost. Nawet jeśli ego podpowiada jakieś efektowne zdanie, trzeba włączyć hamulec. Zęby gryzą koniuszek języka. Usta przestają się ruszać. Trochę boli, ale dzięki temu można uniknąć poważnych kłopotów. Nie mogłem o tym napisać od razu, bo odrętwiałem z przerażenia. Ale wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego w Kijowie przejdzie do historii największego harakiri w wykonaniu polityka. Żeby to było tylko przejęzyczenie, uszłoby w tłumie. Ale jeśli ktoś świadomie naraża naród na śmiertelne niebezpieczeństwo, to coś zupełnie innego.

Przytoczę cytat: "Sądzę, że potrzebna jest misja pokojowa NATO, ewentualnie szerszego układu międzynarodowego, ale taka misja, która będzie w stanie się obronić i która będzie działa na terenie Ukrainy, która znajdzie się za zgodą prezydenta i rządu Ukrainy na terenie tego państwa i nie będzie to misja bezbronna". Kaczyński wypowiedział te słowa wbrew wyraźnej i spójnej (do tego momentu) strategii Sojuszu. Musiał o niej słyszeć - przecież ma w domu telewizor. Nie tylko zgłosił intencję wprowadzenia żołnierzy NATO w środek toczącej się wojny, zasugerował, że gotowi będą do walki.  

Nie trzeba było długo czekać na reakcje w Moskwie: "To będzie wojna nuklearna. Dzielni Polacy, w 30 sekund nie zostanie nic z waszej Warszawy". Nie są to słowa Władimira Putina, ale w jego reżimowej telewizji zaczęto roztaczać wizje bez znieczulenia. Jeśli więc polska matka i polski ojciec bardziej martwią się o przyszłość swoich pociech, to brawo panie Kaczyński. Udało się panu! Jedną wypowiedzią wpłynął pan wymiernie na politykę rodzinną kraju. Od teraz polskie rodziny będą się bardziej bały. W porównaniu z Kijowem, zamieszanie z MIG-ami było zaledwie niefortunną gafą.

Nie wiem co myśli ten człowiek. Nie siedzę w jego głowie, ale od lat z uwagą słucham jego wypowiedzi. Dzieli ludzi - jest jak pomidorowa z ryżem. Jedni ją uwielbiają, innych naciąga na sam jej widok. Dotychczas nie pisałem o Jarosławie Kaczyńskim. Od czasu pewnego zaprzysiężenia, nie piszę o polskiej polityce. Nie krytykowałem ministerialnych nominacji, nie wzywałem do dymisji. Ale wojna w Ukrainie przejechała wielkim walcem to, co było. Zrównała z ziemią stare wartości i przygotowała lądowisko dla nowych. Dlatego nie mogę milczeć, słuchając Kaczyńskiego. To niebezpieczny człowiek!

Jedną rzeczą jest próba kradzieży Księżyca, zupełnie inną chęć unicestwienia Ziemi. A Kaczyński jest jak dziewczynka z zapałkami, której wydaje się, że ma w ręku jedynie pudełko i maleńkie drewienka. Można nim potrząsać i nic się nie dzieje. Ale wszyscy widzą, że to zapałki! Jeśli koniecznie musi się nimi bawić, niech to robi w kieszeni. O takie niepowodzenie mi chodzi. Wszyscy czuliby się wtedy bardziej bezpieczni. Patrzę więc na prezydenta Joe Bidena, który waży każde wypowiadane przez siebie zdanie. Czasami robi długie pauzy, dając sobie ostatnią szansę, zanim słowo stanie się ciałem.  

Do jakiej szkoły dyplomacji chodził Jarosław Kaczyński - nikt nie wie. To mogły być zajęcia przy trzepaku. Może pobierał nauki w szkole albo na uniwersytecie. Potem była praca magisterska i doktorska. Kariera w opozycji i polityce. Wreszcie przyszło przywództwo partii i urząd premiera. W końcu stał się dodatkiem delegacji podczas wizyty w Kijowie. Dodatkiem, który mówi, a powinien milczeć. Sama obecność polskich polityków w stolicy Ukrainy była bardzo pożądana - to był dla Wołodymyra Zełenskigo ważny symbol wsparcia. Ale nie tańczy się na beczce z prochem ognistego kankana!  

Żyjemy ponownie w czasach egzystencjalnego zagrożenia. Mieliśmy kryzys na Kubie, mamy wojnę w Ukrainie. Chcę wierzyć, że przetrwamy ten trudny okres. Nie czas, by stawiać wszystko na jedna kartę - broń nuklearna nie jest żadnym asem w rękawie. Urywa rękaw i rękę. Niszczy stół i wszystkich siedzących przy nim pokerzystów. Dlatego błagam was politycy, nie rozdawajcie pochopnie kart. Nie grajcie nieswoją talią. Jeśli ktoś koniecznie chce się bawić brzytwą, nic na to nie poradzę. Ale nie igrajcie niepotrzebnie naszym życiem, bo żyje się tylko raz. Potem przychodzi nicość i po sprawie.