Sen jest amerykański, a bajka królewska. Brytyjczycy i Amerykanie spotykają się właśnie nad Tamizą, żeby się przekonać czy ma to sens, i czy potrafią na pokaz chwycić się za rękę. Dla wielu komentatorów sen z Donaldem Trumpem jest zmorą - drażnią jego wypowiedzi o kobietach, imigrantach i muzułmanach. Przeraża wizja muru na granicy z Meksykiem i wojny handlowej, jaką prowadzi z konkurentami. Prezydent nie wierzy w zmiany klimatyczne, a dyplomacja jaką prowadzi na Twitterze w zestawieniu z klasą Korony ma się jak pięść do oka. To spektakl bacznie obserwowany po obu stronach Atlantyku.

Donald Trump przyzwyczajony jest do przepychu. Mieszka w pałacach, a wnętrze jego apartamentu w nowojorskiej Trump Tower przypomina bizantyjską świątynię. Nie stroni od siermiężnych gestów, nie grzeszy skromnością, a palce przyklejone do komórki zostawiają na Twitterze ślady nawet w nocy. Pierwszy gest jaki wykonał po lądowaniu, a jeszcze przed opuszczeniem Air Force One, był obraźliwym tweetem pod adresem burmistrza Londynu. Sadiq Khan w przeddzień wizyty prezydenta w Londynie opuścił przyłbice i nie zostawił na nim dosłownie suchej nitki. W artykule napisany dla "Observera" oskarżył Trumpa o zdradę amerykańskich ideałów, sprzeniewierzenie się wolności, równości i swobodom religijnym. Śmiały to był tekst, być może zbyt śmiały. Amerykański przywódca nazwał Khana za to "zimnym nikczemnikiem". Ale tego było mało. Uderzył także poniżej pasa, drwiąc ze wzrostu burmistrza. Podobnie niewymiarowa - zdaniem komentatorów - jest jego prezydentura.

Kilka godzin po przylocie do Londynu, po krótkim odpoczynku w rezydencji ambasadora, która przypomina okrążony stalowym pierścieniem średniowieczny zamek, Donald Trump wraz z małżonką wylądowali helikopterem na trawniku ogrodu Pałacu Buckingham. Amerykańskiego prezydenta przywitał następca tronu książę Karol. Mikrofony nie uchwyciły wymiany zdań obu panów. Usta Trumpa poruszały się nieustannie. Książe Karol, znany z tego, że rozmawia nawet z drzewami, posłusznie odpowiadał, uśmiechając się mile. Następnie olbrzymia postać amerykańskiego przywódcy chwyciła kruchą dłoń Elżbiety II, po czym oboje zniknęli w pałacowym brzuchu. Donald Trump znalazł się  w siódmym niebie. Państwowa wizyta jest dla niego niezwykłą okazją - on też jest pałacowy, ale w zupełnie innym stylu. Zdjęcia w towarzystwie brytyjskiej monarchini trafiły na pierwsze strony gazet. W Ameryce sen spotykał się z bajką. Na Wyspach - bajka z koszmarem. Tylko biegun północny bardziej różni się od południowego. Temperatura niby taka sama, ale wszystko postawione jest na głowie.

Wieczorny bankiet u królowej był już tylko ciągiem przemówień napisanych ostrożnie, by nie zaciąć tego mirażu przy goleniu. Królowa wspomniała o historycznej relacji Stanów Zjednoczonych z Wielką Brytanią, a Trump powtórzył jej słowa, używając charakterystyczniej dla niego, uproszczonej gramatyki. Stoły były wytworne a stroje wykwintne. Brytyjskie media tyleż samo czasu co uczestnikom bankietu poświęciły wielkim nieobecnym, którzy nie przyjęli zaproszenia na przyjęcie u królowej - nie chcieli legitymizować prezydentury, która ich zdaniem bardziej dzieli niż łączy. Izolacjonizmu, który braterskie relacje zamienia w szkolny bulling. Zanim skończył się dzień, Trump postawił Wielkiej Brytanii ultimatum na Twitterze. Stany Zjednoczone gotowe są rozmawiać o przyszłych relacjach i handlu po brexicie, ale trzeba uwolnić się z kajdan. W domyśle: Unii Europejskiej.

Dzisiejsze rozmowy z Theresą May są kuriozalną częścią wizyty, w której chodzi wyłącznie o pompę i fanfary. Donald Trump powtórzy jej treści wpisów na Twitterze, a ona wykona łabędzi śpiew. Już w najbliższy piątek przestanie bowiem być premierem, a zacznie jedynie pełnić obowiązki wynikające z urzędu. Uczestniczy protestów organizowanych w kilku brytyjskich miastach pragnęliby, żeby szefowa rządu poruszyła temat wycofania się przez Stany Zjednoczone z porozumienia klimatycznego i klimatycznego i pogarszających się relacji Waszyngtonu z Teheranem. Ale nawet najbardziej optymistyczni komentatorzy nie mają złudzeń, że te rozmowy wpłyną na zmianę polityki Donalda Trumpa. Jak podkreślają, to dla niego niemalże niezręczny przerywnik w wizycie, w której pierwsze skrzypce grają królewskie przyjęcia i bajkowy splendor.